Recenzja gry na XSX
Zakup własny. Tekst został w 100% oparty o moje własne doświadczenia z ww. tytułem (32 h rozgrywki).
13 lat to bardzo długo. Wiele w tym czasie się wydarzyło. Kolejna generacja konsol. W 2010 roku mistrzem świata w piłce nożnej została Hiszpania, FC Barcelona pokonała Real Madryt, prowadzony przez Jose Mourinho, aż 5:0. Najmłodszym mistrzem F1 został Sebastian Vettel, a w kwietniu miała miejsce katastrofa smoleńska. W maju 2010 roku na konsole Xbox premierę miała nowa gra Alan Wake od Remedy Entertainment, twórców kultowej serii Max Payne. Reklamowana była jako psychologiczny dreszczowiec akcji i z miejsca porwała publikę, która od wielu długich lat wyczekiwała nowej gry od fińskich deweloperów. Po kolejnych, jeszcze dłuższych trzynastu latach, premierę ma część druga.
Return
Agentka FBI, Saga Anderson, wraz ze swoim parterem, Alexem Casey, udają się do znanego z poprzedniej części miasteczka Bright Falls w celu zbadania tajemniczego morderstwa. Sprawa od samego początku wydaje się czymś szczególnym, mając wiele wspólnego z innymi zbrodniami sprzed lat. Z biegiem czasu do agentów zacznie docierać w jak dziwne zdarzenie się wmieszali. Ciężko pisać o fabule gry, w której opowieść gra główne skrzypce. A skrypt, którego autorem jest charyzmatyczny Sam Lake (i spółka, bo Fin nie jest jedynym jego autorem), to małe mistrzostwo świata, mogące równać się z najlepszymi opowieściami z gatunku horroru, czy thrillera w popkulturze. Sam twórca udziela również twarzy agentowi, Alexowi Casey. Nie pierwszy raz zresztą, wszak Max Payne w pierwszej grze również miał jego twarz. Warto wspomnieć, że ta seria, podobnie jak i poprzednia gra fińskiego studia, czyli Control (a także mniej oficjalnie, Quantum Break) dzieje się w tym samym uniwersum.
To, w jak misternie ułożony sposób przenikają się te światy, pokazuje kunszt scenopisarski autora. Wracając do Alan Wake 2, tajemnicą poliszynela jest możliwość gry tytułowym autorem książek. Alan jest uwięziony w Dark Place, które nie wiedzieć czemu w polskim tłumaczeniu nosi miano Mrocznego Leża. Od 13 lat przeżywa wciąż ten sam koszmar, próbując wrócić do świata żywych. Pętla, w której się znalazł, doprowadza go do granic szaleństwa i niemal nie przypomina postaci z poprzedniej gry. Tak, w świecie dzieła Remedy Games minęło dokładnie tyle samo lat, ile fani musieli czekać na sequel opowieści. To całkiem sprytna zagrywka autorów scenariusza, która łamie czwartą ścianę. W koszmarze pisarza świat zatrzymał się w 2010 roku. Budki telefoniczne, telewizory kineskopowe, które stanowią jeszcze większość, a smartfony dopiero zdobywają popularność.
Gramy na przemian dwiema postaciami. Nowa protagonistka, Saga porusza się po bliższych i dalszych okolicach Bright Falls oraz po samym miasteczku. Natomiast Alan znajduje się w mrocznej wersji dzielnicy Nowego Jorku, zwiedzając metro, hotel czy studio telewizyjne. Nasza para ma dostęp do osobnych tzw. Pokojów Umysłu, w którym mogą łączyć fakty i poszlaki (w przypadku agentki FBI) oraz, jak przystało na pisarza, opisywać i zmieniać sceny zbrodni. Efekt zmiany otoczenia robi bardzo fajne wrażenie, momentalnie zmieniając scenerie na naszych oczach. Nie byłoby to możliwe bez dysków SSD w nowych konsolach i PC, podobnie jak momentalne przenoszenie się do tych miejsc w głowie bohaterów. Pokój Sagi to małe polowe biuro, w którym na ścianie łączymy poszlaki i dowody w logiczną całość, co bohaterka okrasza swoim komentarzem. Początkowo nie podobał mi się ten zabieg, wydawał mi się nudnym i niepotrzebnym, ale po krótkim czasie przyzwyczaiłem się i odnalazłem przyjemność w łączeniu faktów. Warto tam zaglądać szczególnie kiedy wydaje nam się, że gdzieś utknęliśmy. Gra w żadnym stopniu nie prowadzi nas za rękę. Nie ma znaczników gdzie mamy iść, co przekłada się na odnajdywanie drogi samemu.
Initiation
Sama rozgrywka to majstersztyk game designu. Gra jest mocno zakorzeniona w gatunku survival horroru i robi to w najlepszy sposób. Straszy nas atmosferą, tym co czasem nie widać, a słychać. Rzecz jasna nie jesteśmy bezbronni i podobnie jak w poprzedniej części trochę postrzelamy. Znów w eksterminacji wrogów pomoże nam latarka, osłabiając przeciwników. Strzelania jest jednak wyraźnie mniej niż w poprzednim dziele, co mnie osobiście cieszyło.
Tytuł nie stroni też od jump scarów, ale nie robi tego w nachalny sposób. Kilka razy poważnie się wystraszyłem, kompletnie nie spodziewając się tego, co mnie czekało. Przeczesywanie lokacji przynosi nam zasoby oraz ciekawe znajdźki. Poza manuskryptami znanymi z poprzedniej części, mamy teraz możliwość znalezienia pudełek śniadaniowych, dzięki którym otrzymujemy zasoby do ulepszania broni, oraz skrzyń kultu związanych z ciekawymi zagadkami. Co najważniejsze praktycznie każda jest inna. Od odnalezienia w okolicy rozwiązania po solidne zagadki matematyczne, które sprawiły mi najwięcej przyjemności. Pojawiają się również łamigłówki związane z talizmanami wpływającymi na różne cechy Sagi. Jednak zdecydowanie polecam ich odkrywanie i rozwiązywanie samodzielnie.
Wykonanie gry to najwyższa półka. Graficznie tytuł robi piorunujące wrażenie i pokazuje pazur nowej generacji. Las otaczający Bright Falls w połączeniu z genialnym udźwiękowieniem wygląda fenomenalnie. Grałem na Xbox Series X i jedynie mogę sobie wyobrazić jak jeszcze lepiej może ta gra wyglądać na mocarnym PC. To tytuł, który zapalił mi lampkę „Może kupiłbym sobie kompa za 20 tysięcy?”. Chciałbym zobaczyć pełnię tego, co twórcy przygotowali, bo choć przecierałem oczy z podziwu nad grafiką, to animacja była tylko na poziomie 30 klatek. Owszem, jest też tryb 60Hz, ale jakoś nie potrafiłem się zmusić do grania w tej „gorszej” jakości obrazu. Warstwa audio również zasługuje na wyrazy uznania od świetnego, klimatycznego dubbingu po samą muzykę. To nie będzie zaskoczeniem dla nikogo, kto miał już przyjemność grania w dzieła Remedy, czyli poziom „muzyczny”. Ten w Control wydawał się absolutnym mistrzostwem, ale tym razem Sam Lake przeszedł samego siebie rozdziałem Pośpiewajmy, który w przyszłości będzie wielokrotnie wspominany w branży. To absolutna audiowizualna uczta.
Second Draft
Dzieło ma zaplanowane dwa dodatki fabularne, na które mam nadzieję, że nie będę musiał długo czekać. Nie zajęło to zbyt dużo czasu w przypadku nowej gry plus, którą autorzy dodali niedługo po premierze, zachęcając do ponownego przejścia rozbudowanymi scenami i rozwiniętym zakończeniem. Pisanie o grze, w której każdy szczegół może potencjalnie zepsuć lub zmniejszyć przyjemność z samodzielnego jej doświadczania jest trudne.
Każdy aspekt wykonania tej produkcji to absolutne mistrzostwo. Na szczególne wyróżnienie zasługuje sam storytelling. To, w jaki sposób na poznawaną przez nas historię ma wpływ to, co widzimy, słyszymy i czytamy. Jest to rzadko spotykane w grach. Spójność całej fabuły, tempo rozgrywki, stopnień wyzwania. Każda godzina spędzona w tym świecie sprawiała, że nie chciałem kończyć tej gry. To dzieło, które chciałbym wymazać z pamięci, tylko po to, żeby móc znowu doświadczyć je na świeżo. To jedna z niewielu gier, które natychmiast chciałem zacząć od nowa. To absolutne arcydzieło elektronicznej rozrywki. W mojej ocenie to najlepsza gra, w jaką grałem w 2023 roku oraz jedna z najlepszych w moim życiu. Czapki z głów, panie Lake.
Zyskaj dostęp do tysięcy gier na konsole
Wymieniaj, kupuj oraz sprzedawaj gry na PS5, PS4, Xbox Series X, Xbox One i wiele innych platform!
Dołącz już terazZaczynałem od gier, w których więcej trzeba było sobie wyobrazić niż było widać na ekranie. Gram sam, gram z moimi dziećmi, gram ze znajomymi. Praktycznie nie ma takiej gry, w jaką bym nie zagrał, ale jrpg na zawsze będą przyspieszać bicie mojego gamingowego serca. Podobno więcej kupuje gier niż jestem w stanie zagrać.