Recenzja gry Black Myth: Wukong (PC)
Ostatnio wychodzące tytuły ze wschodu sprawiły, że zachodni gracze zaczęli zastanawiać się nad jakością niedawno pojawiających się produkcji, na siłę wciskanym ideologiom i tego jak traktowani są przez dużych wydawców. Powoli rynek dojrzewa, a gracze rozumieją czego chcą i zaczęli na nowo domagać się jakości.
Black Myth: Wukong wiele udowodnił i chociaż nie jest to produkcja idealna, tak pokazała, że nie trzeba uginać się pod naciskiem pewnych głosów, by przypodobać się wszystkim graczom. Myślę, że małym dowodem może być to, że jest to w tym momencie najbardziej popularna gra single player w historii Steama. Więc jeżeli jeszcze zastanawiacie się czy warto zagrać, to zapraszam do niniejszej recenzji.
Małpi start
Odpaliłam tę grę bez żadnych oczekiwań, nie czekając na nią. Wstęp okazał się jednym z lepszych początków i samouczków walki z jakimi się spotkałam. Otwarcie wbiło mnie w fotel i jedynie zastanawiałam się, na co warto zwrócić uwagę. Epickie walki, duzi przeciwnicy, aż w końcu docieramy do momentu, gdy możemy swobodnie poruszać się, na spokojnie eksplorując pierwsze tereny.
Opis fabuły jest jednak ciężki dla mnie tutaj, bo z jednej strony chcę ustrzec się przed spoilerami, z drugiej strony sami twórcy nie ułatwili tego zadania. Otóż na początku gry nie wiemy zupełnie nic. Postacie gadają coś do nas w niezrozumiały sposób, dostajemy strzępki informacji, które gdzieś po drodze możemy próbować sami posklejać. Jeśli nie znamy chińskiej mitologii to możemy poczuć się tutaj naprawdę zagubieni. Słuchając jednak wypowiedzi oraz patrząc po naszych czynach dowiadujemy się, że naszym zadaniem jest zebranie sześciu pradawnych relikwii. Jeśli wrócą one na górę Huaguo, Sun Wukong się odrodzi. Jesteśmy niejako jego kopią.
Cała historia gry oparta jest na XVI-wiecznym eposie „Wędrówka na Zachód”, chociaż nie jest jego wierną kopią. Zbieramy więc szczątkowe informacje i poznajemy kolejne postacie, które przybliżają nas do tego świata. Gorąco polecam czytanie opisów wrogów, przeciwników czy bohaterów, które możemy znaleźć w menu w specjalnej zakładce. Niesamowita skarbnica wiedzy, która potrafi uzupełnić wiele wątków, a czasem można wkręcić się w opowiadania. Teksty napisane są w bardzo różnorodny sposób. Wszystko to i sposób narracji skojarzył mi się z soulsami i to w jaki sposób FromSoftware opowiada historię w swoich produkcjach.
Sam tytuł powinno się przejść więcej niż raz, nie tylko z powodu różnych zakończeń ale i tego, jak podążanie po nitce może nas doprowadzić do naprawdę ciekawego kłębka wiedzy.
Souls czy może jednak God of War?
Możemy się zastanowić skąd powstały te porównania. Otóż studio Game Science odrobiło kawał dobrej roboty wyciągając z pewnych tytułów, to co najlepsze. Bez wątpienia Chińczycy przyglądali się dziełom wyprodukowanym od FromSoftware, ale myślę, że wśród poszukiwań zaszli dużo dalej.
Stajemy się więc Przeznaczonym, który nie potrafi za wiele, poza kilkoma możliwościami machania swoim kosturem. Przed nami stopniowo piętrzą się zastępy przeciwników o różnym poziomie trudności. Zwiększamy nasze doświadczenie i niczym w produkcji God of War wydajemy punkty w drzewku umiejętności. Zdobywamy nowy oręż, który możemy również wytworzyć oraz ulepszyć. Poziom trudności jest wyśrubowany, przeciwnicy mogą nam dać w kość, ale wszystko jest do zrobienia po krótkim treningu bądź odpowiednim przygotowaniu się. Odpoczywamy przy specjalnych kapliczkach zwanych świątyniami strażnika i to w nich odrodzimy się w przypadku śmierci. Wraz z porażką pomniejsi przeciwnicy odradzają się.
Myślę, że te dwa aspekty kierowały opiniami by nazywać ten tytuł souls-like. Warto jednak zaznaczyć, że gra ta stoi raczej pomiędzy produkcjami typu Elden Ring, czy grami akcji God of War a slasherami niczym Devil May Cry.
Sprawdźmy ekwipunek
Do dyspozycji mamy miksturę leczniczą, którą możemy ulepszać dodając odpowiednie składniki, podnosić poziom samego naczynia - tykwy, oraz szukając nowych pojemników z lepszymi statami. Dodatkowo możemy tworzyć napoje, które są w stanie pomóc nam w walce, np. zwiększyć zdrowie, siłę ataku czy ilość zdobywanej many. Składników do nich szukamy po całym świecie gry zbierając między innymi rośliny, dropiąc loot z przeciwników bądź kupując w sklepie. W przyszłości możemy mieć nawet dostęp do ogródka w specjalnej osadzie. Wszystko to możemy robić przy świątyniach strażnika, czyli znane zapewne inaczej Wam „ogniska”.
Wraz z gromadzeniem surowców możemy tworzyć nowe kostury, bądź ulepszać już istniejące. Nasz bohater nosi pancerz, który składa się z maski, stroju na tors, nagolenników i rękawic. Wszystko możemy tworzyć, ulepszać i zakładać w dowolnej konfiguracji. Chociaż są bonusy za założenie całego jednego setu, co warto rozważyć chociażby dla dodatkowych efektów i premii do walki. Dodatkowo możemy nosić specjalne przedmioty, które zwiększają nam odpowiedni wskaźnik np. ataku, bądź wywołują pozytywny efekt, jak np. większą odporność na poparzenia. Podsumowując trochę tych „pomocy” w grze jest, a odpowiednie przygotowanie się sprawia, że gra nie powinna być zbyt dużym wyzwaniem.
Nie można zapomnieć również o specjalnych wręcz epickich artefaktach, które zdobywamy w trakcie postępu fabularnego. Wybrać możemy tylko jeden i po załadowaniu się, staje się wielkim ułatwieniem z wieloma przeciwnikami. Może np. wytworzyć tornado, albo przyzwie igłę, która będzie atakować przeciwnika. Warto o tym pamiętać podczas trudniejszych walk!
Statystyki statystyki
W grze mamy sporo cyfr, na które warto zwrócić uwagę, chociażby obrona, mana czy wskaźnik ataku bądź procentowe odporności na żywioły. Za pokonanych przeciwników dostajemy punkty woli, których nie tracimy w przypadku śmierci. Gdy zdobędziemy odpowiednią jej ilość zdobywamy iskry, które możemy wydać w drzewku rozwoju. A tych możliwości jest kilka, ponieważ zostały one podzielone na kilka kategorii, między innymi techniki walki czy zaklęcia.
Przy pierwszym przejściu szansa na wymaksowanie wszystkiego jest raczej mało możliwa, chyba że naprawdę bardzo będziemy farmić. Rozdajemy więc punkty według tego jak lubimy walczyć. Spokojnie, można wszystko potem zresetować. Dlatego polecam szczególnie sprawdzić różne style walk oraz zaklęcia.
Czarowanie podczas walk sprawiło, że gra momentalnie była dla mnie wręcz aż za łatwa. Chociażby „unieruchomienie przeciwnika” na kilka, a potem kilkanaście sekund, pozwalało na zaatakowanie silnym ciosem, który potrafił zabrać naprawdę bardzo dużo zdrowia. Nie mówiąc już o stawaniu się niewidzialnym żeby w spokoju napić się z tykwy bądź wezwaniu swoich kopii, które odciągają uwagę wroga. Sposobów jest dużo, do czego gra sama zachęca żeby ich używać. Do dyspozycji mamy kilka zaklęć, które zdobywamy w trakcie rozgrywki, ale użyć można jedynie czterech. I oczywiście je również możemy ulepszyć w naszym drzewku rozwoju.
Ostatnią rzeczą wartą uwagi są duchy, które również możemy wzmacniać, a które znajdują się w naszym ekwipunku i wolno nam je dowolnie zmieniać przy ognisku. Zdobywamy je po pokonaniu mini bossów, po których zostaje mała chmurka a my jesteśmy w stanie wciągnąć ją do naszej tykwy. Ilość przeciwników, których można tak zdobyć, jest wręcz ogromna, a opis ich różnorodności zajęłoby kilka stron, więc ograniczę się do dwóch najważniejszych ich elementów.
Po pierwsze możemy przyjmować ich kształt na pewien czas a następnie atakować w odpowiedni sposób dla niego, warto czytać dokładnie opisy! Jeżeli przeciwnik jest podatny np. na ogień, to może warto wybrać takiego ducha, który potrafi nieźle poparzyć swoimi atakami?
Kolejny element, który momentami wręcz trywializował dla mnie całą rozgrywkę, chociaż przyznam, że miałam spory ubaw z rosnących możliwości by jakoś urozmaicić te walki. A jeśli po potyczce nie zauważyliście chmurki i nie zdobyliście tej nowej postaci? Nic się nie stało, bo można potem „odebrać” je w naszej kapliczce. Twórcy pomyśleli o różnych rzeczach.
Walczmy!
Gra na początku przypomina boss rush, szczególnie w pierwszym rozdziale. Myślę, że to przez mniejszy obszar, gdzie odległość między mobkami, mini bossami a faktycznymi przeciwnikami jest dość mała i mamy wrażenie, że bijemy się co kilka sekund. W kolejnych rozdziałach robi się trochę spokojniej, chociaż zależy to od naszej eksploracji i co po drodze uda nam się odkryć.
Jednak stajemy do walki i pierwsza rzecz, na którą zwracamy uwagę to myślę, że jest to dynamika starć. Mamy oczywiście dostępny pasek życia, który możemy zwiększać specjalnymi boskimi kryształami (możemy je zdobyć poprzez eksplorację albo wytwarzać u specjalnego NPC). Poza tym posiadamy wytrzymałość, która będzie nam spadać podczas unikania ataków, wykonywania lekkich czy ciężkich ciosów.
Nie ma parowania, więc najważniejszy staje się unik, który wygląda i brzmi fenomenalnie. Stajemy się na sekundę duchem co oznacza wyraźnie, że manewr udało się wykonać. Jedyną formą bloku jest umiejętność kręcenia naszym kijem, ale przydaje się raczej podczas odbijania strzał. Ostatni jest pasek many, który również możemy podobnie rozwijać. Same ciosy czuć w grze, ich siłę i różnorodność. Dany boss może nawet zostać delikatnie ogłuszony. Walki potrafią być szybkie i gra nagradza za napieranie i ciągłą akcję niż czekanie i obserwacje.
Myślicie, że to koniec umiejętności i pasków? Otóż nie. Głównym naszym orężem jest kostur i to tylko nim będziemy się posługiwać. Tak, możemy wytworzyć nowy bądź ulepszyć już istniejący, ale innej broni w grze nie znajdziemy. Nie jest to oczywiście coś na co narzekam. Używając jednak dostępnej broni, mamy możliwość zamiast klepania lekkimi atakami wroga bez ustanku, odejść i w odpowiednim momencie naładować silny atak.
Do jego użycia będziemy potrzebować koncentracji, która kumuluje energię i pomaga wyprowadzić potężny cios a można ją zgromadzić na kilka poziomów. Ładuje się również podczas lżejszych ataków ale nieco wolniej. Myślałam, że nie będę z tego korzystać, a kończyłam grę używając tylko tego i to jeszcze wraz z umiejętnością stania wysoko na kosturze (pomaga uniknąć większość ataków!).
Ułatwień jest więc bardzo dużo i nauka ich powoduje, że naprawdę rzadko gra sprawiała mi większy problem. Oczywiście trzech bossów zostanie w mojej pamięci już chyba na długo… Jednak samych przeciwników jest naprawdę dużo, są zróżnicowani z ciekawą historią w tle oraz unikalnymi umiejętnościami. Byłam często zachwycona szczegółowością modeli i pomysłem. Co ciekawe wiele z bossów (poza fabularnymi) jest ukrytych, a niektórych nie tak łatwo odkryć. Warto więc eksplorować, bo ilość zagadek oraz sekretów potrafi naprawdę wciągnąć.
Liniowa przygoda
Po skończeniu tytułu i wracaniu nieraz do osobnych krain, mogę pokusić się o stwierdzenie, że gra jest mocno liniowa. Najmocniej zaznacza się to w pierwszym rozdziale (gra podzielona jest na 5, z czego nie tylko różnią się jasnym podziałem fabularnym to również zupełnie nowym miejscem rozgrywania się dalszej historii). Każde z dostępnych miejsc różni się nie tylko wizualnie, ale również obecnością innych potworów (recykling jest dość delikatny i rzadki), czy nawet sposobów poruszania się. W ostatnim rozdziale możemy nawet latać na chmurze.
Najbardziej w całej historii doskwiera brak mapy, bo kolejne rozdziały bardzo lubią mieć kilka ścieżek przejścia przez co nieraz możemy się zgubić w śnieżnym lesie bądź w ogromnej dolinie. Nie jesteśmy pewni czy gdzieś już byliśmy, czy może coś nas ominęło. A prowadzi to do mniejszej bądź większej frustracji, bo czujemy, że jakiś sekret został przez nas nieodkryty, bądź co gorsza ukryte zadanie. Warto zaglądać do spisu przeciwników - znaki zapytania oznaczają, że jakiegoś przeciwnika jeszcze nie spotkaliśmy. Tym sposobem pokonałam wszystkich. Ale to wymagało trochę zwiedzania jednak.
Do tego dochodzą questy poboczne. Wędrując po mapie możemy spotkać osoby bądź istoty, które czegoś będą od nas chciały. Przyznaję, że większość naprawdę mnie wciągnęła. Problem w tym, że trzeba było je zapamiętać, bo niestety nie ma żadnego notatnika.
Sam świat gry był bardzo wygodny do zwiedzania jeśli daliśmy mu szansę. Po początkowym zagubieniu okazywało się, że powoli zaczynamy rozróżniać dane uliczki, a nawet otwieramy sobie skróty aż wszystko zaczyna się zazębiać. Do celu zawsze prowadziła jedna, dość jasna droga, ale zdecydowanie warto zbaczać z tej ustalonej ścieżki. Dużo mniej widać rosnący poziom trudności, bo jednak gra wiele razy zachęca do treningu. Kapliczki są często, więc nie problem było wrócić szybko do jakiegoś miejsca. Dlatego pod koniec gry zrozumiałam powód zaprojektowania poszczególnych krain, chociaż ostatni rozdział dał mi nieźle w kość pod względem eksploracji i doceniłam przestrzenie z poprzednich poziomów.
Pomimo na pozór liniowej przygody, gra jest mocno regrywalna a to jej największa zaleta. Jest duża szansa, że przy pierwszym podejściu nie uda się odkryć wszystkich bossów, zdobyć każdego przedmiotu, nauczyć się zaklęć (nie wszystkie są dostępne z biegiem fabularnym) i znaleźć ukryte sekrety. Pracy jest dużo, a gra dobrze operuje ciekawością gracza. Nie wspominając o odmiennym zakończeniu.
Eksplorując kolejne krainy oczywiście nie ustrzeżemy się od błędów. Chyba największym z nich były niewidzialne ściany. Pomimo bycia skoczną małpą, były czasem dość dziwne wizualnie miejsca, do których za żadne skarby nasza postać nie chciała dojść. Po czym w ostatnim rozdziale możemy latać wszędzie. Wielokrotnie niestety przez moją ciekawość zaklinowałam się pomiędzy jakimiś skałami, bo byłam ciekawa czy może jednak uda się skoczyć z tego miejsca…
Wizualne piękno
Black Myth: Waking to przepiękna gra, która pod każdym względem położyła wiele ostatnich zachodnich produkcji. Całość została oparta o silnik Unreal Engine 5, który w widowiskowy sposób wyciągnął przedstawiony świat na wyższy poziom. Mitologia chińska wręcz wylewa się tutaj z ekranu, zaczynając od wymyślnych przeciwników, po piękne ruiny świątyń czy śnieżne góry. Mamy też różnorodną oprawę kolorystyczną, z wyciąganiem szczegółowości od latających wokół owadów po drobinki piasku na ziemi. Nawet ruch postaci nieraz był zaznaczony poprzez liście, które latały wokół postaci podczas biegu.
Nie zabrakło również pajęczych jaskiń, ale przestrzegam jeśli ktoś ma arachnofobię, bo jest to wyjątkowo nieprzyjemny rozdział. Odbijające się nasze ślady po śniegu czy piasku, a dodatkowo kostur(!), były drobnym elementem, który pokazał, że twórcy dbali tutaj o naprawdę wiele szczegółów. Czuć było, że świat naprawdę żyje. Oczywiście nie jest idealnie, przestając się zachwycać nad pięknem otoczenia, znajdowałam miejsca gdzie tekstury już były dużo słabsze, bądź jakby niedopracowane. Oczywiście raczej to były miejsca „nie na widoku”, ale jednak i takie się znalazły.
Ogrywałam ten tytuł na karcie RTX 4080 Super i pomimo często stałej ilości klatek, potrafiła gra się zaciąć. Szczególnie podczas widowiskowych starć z bossami, gdzie na ekranie działo się wręcz za wiele, produkcja ta niestety klatkowała nieprzyjemne. Sytuacji tych nie było wiele, ale muszę o nich napisać i zaznaczyć, że jeśli chodzi o wersji PC to potrzeba jednak solidniejszego sprzętu. Warto skorzystać z darmowego benchmarku, który dostępny jest na steam a za jego pomocą sprawdzić wydajność tego tytułu na własnym sprzęcie. W końcu nie oszukujmy się, przy tak dynamicznych tytułach płynność obrazu jest najważniejsza.
Na deser zostawiłam kwestie audio, która w tym projekcie wyszła rewelacyjnie. Dopieszczone dźwięki otoczenia, ruchu naszej postaci, rozmów, zróżnicowany tembr głosów przeciwników. Zespół chiński naprawdę dopracował te szczegóły. Muszę przyznać, że dubbing angielski wypadł naprawdę świetnie. Chociaż warto spróbować z wersją chińską.
Na plus na pewno jest obecność napisów polskich, które wyszły w porządku. Wiele, chociaż niestety nie wszystkie, teksty w leksykonie opisów istot były przetłumaczone całkiem poprawnie na nasz język, chociaż niektóre wyglądały jakby wyszły spod AI. Podobno ma być niedługo dodana reszta, w sumie czekam, bo czytanie naprawdę mnie wciągnęło.
Ostateczny werdykt
Muszę przyznać, że jest to moje osobiste zaskoczenie roku. Nie czekałam, ale też nie podejrzewałam, że aż tak ten tytuł mnie pochłonie. Wśród ostatnich premier, dyskusji, problemów, wczesnych dostępów czy szukania na siłę problemów z reprezentacją każdego w jednej grze wideo, tytuł ten wyszedł zwycięsko. Pomimo wielu nieprzychylnych artykułów podczas premiery.
Black Myth: Wukong, w momencie pisania tego tekstu, kosztuje 249 zł na platformie Steam. Patrząc na ilość zawartości, długość rozgrywki, jakości oraz regrywalności, uważam, że jest to adekwatna cena. Nawet mam wrażenie, że „zbyt niska” jak na dzisiejsze ceny nowych tytułów (oczywiście to ironia).
Jest to tytuł wyróżniający się, dobrze sklejający różne gatunki oraz wymagający w pewnych momentach. Jeżeli szukacie wyzwania ale nie macie ochotę na potyczki tak ciężkie jak w produkcjach FromSoftware, które również każą za błędy, a macie ochotę na wyzwanie może trochę bliższe God of War, to ten tytuł może Wam przypaść do gustu. Jest to naprawdę dobry akcyjniak i liczę na solidną drugą część, która wymaże błędy tu widoczne. Może nie idealna gra roku, ale myślę, że jest to silny kandydat do niej.
Zakup własny. Łączny czas rozgrywki: 52h
Zyskaj dostęp do tysięcy gier na konsole
Wymieniaj, kupuj oraz sprzedawaj gry na PS5, PS4, Xbox Series X, Xbox One i wiele innych platform!
Dołącz już terazEntuzjastka Japonii, z którą związana jest zarówno zawodowo i hobbystycznie. W wolnych chwilach rozkręca własny stream, broniąc komputera przed swoją kotką. Pasjonatka języków obcych. Gdy nie siedzi przy komputerze układa zestawy lego albo podróżuje.
Obserwuj TikTok