Czarnobylska podróż Igora
Zakup własny. Tekst został w 100% oparty o moje własne doświadczenia z ww. tytułem (23 h rozgrywki).
Jak wiecie bądź nie, jestem wielkim fanem dzieł, które wykorzystują motyw katastrofy w CzAES. Od pierwszej części pokochałem serię S.T.A.L.K.E.R. O Metro już nie wspominając. Od momentu zapowiedzi wyczekiwałem, aż Chernobylite będzie dostępny na konsolach ósmej generacji. Koniec końców produkcję polskiego The Farm 51 ograłem na PS5. Poznajcie moją drogę ku jądrze czarnobylskiej Strefy Wykluczenia.
Przejście
Zakup PlayStation 5 wiązał się nie tylko z nowymi grami, ale możliwością sprawdzenia tych, które posiadam w zupełnie innej oprawie. A to wszystko dzięki darmowym aktualizacjom dla, teraz już, obecnej generacji. Dlatego postanowiłem porzucić stary zapis (ukończone ¼ gry) z leciwej czwórki i sprawdzić najnowsze dzieło polskiego studia wykorzystujące moc białej Wieży Sarumana. Od samego początku wiedziałem, że wybiorę tryb wydajności, który oferuje rozgrywkę w FullHD i 60 klatkach na sekundę. Jak wyszło w praktyce? O tym dalej, a obecnie skupmy się na tym co my, gracze, kochamy w grach, czyli fabule.
Nie będę ukrywać, ale Czarnobylit ukończyłem ładne półtora, jak nie dwa miesiące temu. Dlatego albo uwierzycie mi na słowo, albo po przeczytaniu będziecie posiłkować się innymi materiałami. Wybaczcie mi tę dygresję i wróćmy do meritum. Ciemny przedział wagonu pasażerskiego, niepokojące wizje dotyczące zaginionej żony, Tatiany. Dlaczego niepokojące? Ta w niewiadomych okolicznościach zaginęła 30 lat temu, w przeddzień katastrofy nuklearnej. Wyrwani ze snu na jawie, wraz z dwójką towarzyszy rozpoczynamy forsowanie zabezpieczeń najemników NAR w czarnobylskiej elektrowni jądrowej. Jak możecie się domyślić, nie wszystko poszło po naszej myśli. Pomimo zdobycia tytułowej substancji, jeden z dwójki współtowarzyszy ginie z rąk Czarnego Stalkera, a my wraz z drugim ledwie uchodzimy z życiem. Ratuje nas trzeźwość umysłu, a może po prostu głupota.
Jedno jest pewne, napędzany ręczny teleport stworzony przez Igora, po umiejscowieniu w nim kryształu, działa i przenosi nas do świadomego, wielowymiarowego organizmu - Świata fraktali. Nasza wędrówka nie trwa jednak długo, bo po chwili lądujemy w hangarze, który został przez nas przed przybyciem na tereny dawnej elektrowni wynajęty. Staje się naszą bazą wypadową, domem, warsztatem, zbrojownią, czyli swoistym mini hubem, który możemy dowolnie organizować. Cel się nie zmienił - zebrać informacje kto, jak i dlaczego zainteresował się lubą Igora. Jak to zrobimy, to już zostaje do dyspozycji gracza.
Wędrówka
Początek fabuły stanowi swoisty samouczek, dzięki któremu zostaniemy zaznajomieni z podstawowymi mechanikami oraz samą Strefą Wykluczenia. Wcześniej nie bez powodu wspomniałem o towarzyszach, ponieważ stanowią oni jeden z głównych trzonów nieliniowej historii. Wraz z jej rozwojem będziemy poznawać kolejne persony, które możemy (lub nie) zwerbować do naszego oddziału. Zaufanie jest słowem kluczem, ponieważ wykluczenie poszczególnych osób wiąże się z brakiem pewnych pobocznych wątków, umiejętności (zdobyte punkty doświadczenia inwestujemy u poszczególnych kamratów) oraz doprowadzeniem do jednego z kilku dostępnych zakończeń. To dopiero początek recenzji, a ja już piszę o końcu gry. Dlatego przejdźmy do tego, co Stalker kocha najbardziej - Zony.
Prypeć została podzielona na 7 charakterystycznych lokacji (w tym jedna dostępna tylko podczas ostatniej misji - czarnobylska elektrownia), na które składają się min.: Oko Moskwy, wioska Kopaczi czy Czerwony Las. Tytuł zawiera garść mechanik survivalowych, więc w trakcie eksploracji terenów będziemy zbierać szereg przedmiotów (niezbędnych do craftingu), w tym związanych również ze śledztwami dotyczącymi Tatiany, które rozwiążemy za pomocą gogli Ariadna (miłe nawiązanie do Get Even). Tutaj jeszcze raz odniosę się do towarzyszy, ponieważ każdego dnia poza wyborem zadania dla Igora, rozdysponujemy je dla kompanów. Zostało to przedstawione w bardzo prosty sposób - każda z postaci posiada procentowy współczynnik na pozytywne zakończenie „chodki” w dany teren. Może się to zakończyć zebraniem odgórnie wymienionych surowców, a w najgorszym wypadku, zaginięciem.
Przemierzanie lokacji jest bardzo przyjemne, co w połączeniu z terenami wymodelowanymi dzięki ponownie użytej technice fotogrametrii, Reality 51, daje nieziemskie wrażenie autentyczności. Jak na „polskiego stalkera” przystało, nie mogło zabraknąć strzelania, które delikatnie ujmując, jest płaskie. Liczyłem na to, że The Farm 51 odrobiło lekcje i poprawiło to, co w poprzedniej produkcji nie wyszło za specjalne. Nie zabrakło modyfikowania broni, ale nie liczcie na wiele. Wymienicie tylko podstawowe elementy, które poprawią statystyki używanego oręża.
Serce Czarnobyla
Tak oto dochodzimy prawie do końca tego tekstu. Jestem rozdarty, bo z jednej strony klimatyczny, ale nie umywający się do tych ze S.A.L.K.E.R.-ów, oryginał soundtrack w wykonaniu Mikolaia Stroinskiego (twórcy części OST do Wiedźmina 3: Dziki Gon). Graficznie na PlayStation 5 z użytą paletą barw typową dla tego typu produkcji wygląda według mnie, nie obłędnie, ale bardzo dobrze (pojęcie względne - nie zwracam uwagi na niewiadomo jakie szczegóły, wypowiadam się na temat tego, co w całości chłoną moje oczy).
Historia początkowo angażująca, ale w pewnym momencie tracąca na impecie. Postać Czarnego Stalkera, która intryguje. Najważniejsza rzecz - fakt, że Chernobylite splatynowałem, czego nie tyle, co nie mam w zwyczaju, a po prostu nie robię, bo powiadomienia o zdobytych pucharkach mam wyłączone (tutaj śledziłem postęp w ich zdobywaniu). Z drugiej strony masa mniejszych i większych problemów. A to klatkarz chrupnie, postać się zatnie na którymś z obiektów. Wróg po zabiciu dalej prowadzi dialog, a partner z patrolu nie zwróci nawet uwagi na leżące obok ciało. Problemy pojawiają się również przy systemie podejmowania decyzji w kluczowych momentach, który dokonujemy w kapsule uśmiercającej naszego bohatera. Dlaczego? By dojść do najlepszego zakończenia będziemy musieli trochę pokombinować i balansować między znienawidzeniem, a przyjaznym nastawienie wśród towarzyszy. Do tego jest problematyczny - przechodzenie od punktu do punktu i ponowne przeżywanie danego etapu. Na dodatek w pewnym momencie gra staje się monotonna.
Zona nie lubi przypadkowych ludzi
Zamknięty obszar wokół poradzieckiej elektrowni w popkulturze zapisał się jako samodzielny, żyjący twór. Pełen anomalii, frakcji, mutantów i artefaktów. Tutaj, prócz nadprzyrodzonych istot czy skażenia, nie uświadczymy żadnego z wcześniej wymienionych elementów. Znajdziemy za to angażujący wątek fabularny i niepowtarzalny klimat. Tytuł polecam fanom tego gatunku, którzy odnajdą w nim to co stalkerzy kochają najbardziej - niepowtarzalną Strefę Wykluczenia.
Zyskaj dostęp do tysięcy gier na konsole
Wymieniaj, kupuj oraz sprzedawaj gry na PS5, PS4, Xbox Series X, Xbox One i wiele innych platform!
Dołącz już teraz