Wrażenia z rozgrywki (PC)
Tekst jest na podstawie gry przed wyjściem pierwszego sezonu. Tytuł został zakupiony przeze mnie.
W czerwcu na nowo można było wrócić do mrocznego i przygnębiającego Sanktuarium. Jako jeden z bohaterów ponownie stanęliśmy do walki ze złem, ale czy było warto? Prawie dwa miesiące po premierze, z wchodzącym pierwszym sezonem do nowej produkcji Blizzarda, zapraszam was na wędrówkę, w której postaram się opowiedzieć co nieco o produkcji i nie będzie to wesoła historia, a jej zakończenie… cóż, zapraszam do lektury.
Diablo IV to jedna z tegorocznych produkcji, na którą czekało mnóstwo graczy. Wielkie oczekiwania, świetny marketing i próba obudzenia w graczach emocji, które towarzyszyły im przy starszych tytułach. Otwarta beta, która rozgrzała nadzieje, chociaż niektórych nie przekonała do siebie i próba dotarcia do graczy na nowo po różnie przyjętym Diablo Immortal. W Diablo II grałam sporo i zawsze fascynował mnie klimat, który panował wokół. Trzecia część serii niestety nie przekonała mnie do siebie, natomiast część czwarta rozgrzała we mnie na nowo uczucia, o których myślałam, że już zdążyłam zapomnieć. Muszę przyznać na wstępie (chociaż wytrwajcie dalej, bo nie będę słodzić), że klimat którego doświadczyłam w becie, wgniótł mnie w fotel. Pomyślałam, że właśnie tego oczekiwałam po tej serii i Blizzard dowiózł to, na co czekałam. Ale czy to na pewno się udało?
Krew, ciemność i mrok
Nowe dzieło studia Blizzard jest krwawe, mroczne i świetnie buduje świat, w którym wszystko się sypie. Podupadłe wioski, ludzie, którzy opowiadają swoje ciężkie historie i krew wypełniająca niejedno miejsce. Świat jest brzydki, jednak nie wizualnie, ale brudny, zaniedbany i wypełniony przeróżnymi potworami. Muzyka, która nam towarzyszy dopełnia całą tę otoczkę i pozwala wprowadzić w mroczny klimat gry. Dawno już polski dubbing nie sprawił, że byłam wręcz zafascynowana tak dobrą grą aktorską. Tutaj muszę naprawdę pogratulować wspaniałej roboty, gdzie nawet w misjach pobocznych przyjemnie słuchało się każdej kwestii wypowiadanej przez postać poboczną. Miałam wrażenie, że ci ludzie żyją i opowiadają naprawdę swoją historię. Przy tych opowieściach, często rozglądałam się wokół i wielokrotnie byłam zafascynowana detalami.
Poziom wykończenia gry pozytywnie mnie zaskoczył. W tym miejscu do kwestii audio-wizualnych nie mam się do czego przyczepić. Tylko wchodząc coraz głębiej w ten świat, zmartwiło mnie to, że może okładka była ładna a treść już nie tak wciągająca.
Księżniczka jest w innym zamku
Po stworzeniu naszego bohatera lądujemy w zaśnieżonej krainie i jeśli nie ruszymy dalej, to nasza postać prawdopodobnie wyziębi się i umrze. Wędrujemy więc przed siebie, walcząc z atakującymi nas wilkami, po czym trafiamy do małej, zniszczonej przez czas wioski, w której pojawiło się zło.
Podróżujemy po jednej mapie wypełniając kolejne misje w historii składającej się z sześciu Aktów. Szybko dowiadujemy się, że do Sanktuarium wkroczyła Lilit, którą musimy za wszelką cenę powstrzymać. Nie kreujemy się na wielkich bohaterów, bo i tak dużo potężniejsze istoty są w stanie w tym świecie zrobić to co chcą. Chwytamy więc za kostur, miecz czy co mamy pod ręką i mierzymy się z kolejnymi falami przeciwników. Fabuła jest mroczna, ciężka i chociaż nie jest niezwykła, to potrafi wciągnąć. Podążamy za Królową Sukkubów, która za każdym razem nam ucieka. Chwytamy kolejną znalezioną marchewkę i biegniemy do innego miejsca, by być może w końcu dowiedzieć się czegoś więcej. Opowieść z czasem zyskała w moich oczach, głównie dzięki temu, że nie kreuje się naszej postaci jako wielkiego wybrańca, a wszyscy wokół odczuwają beznadziejność sytuacji w jakiej się znaleźli i nawet z pozoru najtrwalsi wojownicy potrafią załamać się czy odłożyć broń i poddać się. Wszystkim historiom towarzyszą przerywniki filmowe, wykonane w świetnej jakości. Są widowiskowe, ładne, mroczne i świetnie udźwiękowione.
Historia jest rozwinięta i ciekawie opowiada istotę ludzi, jak powstali oraz rozszerza wątki wprowadzając nas głębiej w przedstawiony świat. Pod względem scenariuszowym gra jest ciekawa, chociaż zaznaczę, że nie jest to wybitna pozycja, więc nie liczyłabym na zbyt wiele w tym temacie, chociaż na pewno jest solidnie wykonana.
Wybieramy ulubiony styl walki
Na premierę gry dostaliśmy pięć zróżnicowanych klas - Barbarzyńca, Czarodziejka, Łotr, Druid i Nekromanta. Mamy możliwość wybrania płci, oraz dostosowanie wyglądu naszego bohatera. Niby nic, ale było to dla mnie miłe zaskoczenie, ponieważ później w trakcie interakcji z postaciami, między innymi podczas rozmów, czuć było że nasza postać w pewien sposób żyje i ma swój głos.
Oczywiście każda z klas się różni, od dostępnych umiejętności poprzez zróżnicowane stroje i dostępne bronie. Gra pozwala na przetestowanie różnych zdolności, więc za dopłatą (w postaci waluty w grze) możemy zresetować nasze wybory i wypróbować inną ścieżkę. Przyznaję, że kombinowanie było całkiem przyjemnie, chociaż równie chętnie zerkałam na pomysły innych graczy. Po osiągnięciu poziomu 50 zdobywamy tzw. poziomy mistrzowskie (Paragony) i to ponownie zachęca nas do dalszej gry i ulepszania naszego bohatera.
Jednak to na co chciałabym zwrócić uwagę, to skalowanie się poziomu wrogów. Gra trochę mniej zaczęła przypominać walki z hordami przeciwników, a dłuższe pojedynki z niewielką grupką spotkanych po drodze wrogów. Zamiast rosnąć w siłę to ma się wrażenie, że to wrogowie są dużo silniejsi niż nasz bohater i to oni levelują (nie wiem, może zakładają te pierścienie czy spodnie, które tak ochoczo z nich wypadają…). Można odnieść wrażenie, że z czasem walka przedłuża się przy pojedynczym, z pozoru niegroźnym wrogu i wymaga od nas uników, kombinowania i pilnowania zdrowia. Wyzwania nie są złe, nie zrozumcie mnie źle, ale myślę że super by było czuć progres naszej postaci a nie uczucie, że to gra nas karze za wbicie kolejnego poziomu. Można w tym miejscu dyskutować, że po to zbieramy przedmioty w grze, by to one wspomagały widocznie naszą postać, ale myślę, że można było te dwa systemy wypośrodkować.
Bez internetu nie zagrasz
Na początku rozgrywki i przez jej dłuższą, dalszą część nie potrzebujemy innych osób. Poza używaniem emotek nie możemy komunikować się z innymi graczami. Czat jest tu zbędny. Sami radzimy sobie w tym świecie, chociaż polecam przemierzanie świata z kimś znajomym, rozgrywka od razu staje się przyjemniejsza. Jednak największym problemem były questy, które potrafiły się odpalić jednej osobie, a druga czekała… Rozwiązaniem tego było najczęściej wyjście i wejście na nowo samemu i odpalenie zadania, by wysłuchać historii bądź obejrzeć jakiś przerywnik filmowy. Można? Można, ale to taki głupi błąd, który psuł momentalnie miłe wrażenia z rozgrywki.
Dodajmy do tego jeszcze problemy z serwerami i wyrzucanie w trakcie walki, czy podczas zwykłego wędrowania po mapie. Trochę szkoda, że gra nie może być odpalona bez dostępu do internetu. Zasięg musi być, a najlepiej gdyby był bardzo dobry.
Sprawdzamy koniec
W trakcie naszej wędrówki dostajemy konia. Fantastyczne zwierzę, które w wielu grach dostarczało wiele rozrywki a nie raz można było znaleźć naszego towarzysza w dziwnych miejscach, na przykład na dachu. I tutaj nasz przyjaciel w podróży jest… ciekawym środkiem transportu, który odnoszę wrażenie, został dodany dość późno podczas projektowania gry. Ma wiele problemów z różnymi przeszkodami, nie raz będziemy musieli z niego zejść by wspiąć się po ścianie i… poczekać, bo żeby wrócić do dalszej jazdy mamy niestety cooldown umiejętności.
Mapa jest ogromna z początku i zaskoczyła mnie swoim wykonaniem, ale w pewnym momencie odnosi się wrażenie pustki. Jadę bądź biegnę, zaglądam w różne zakamarki a tam w sumie nic nie ma, albo kolejna skrzynka z niepotrzebnymi materiałami. Zbiera się tu pieniądze bardzo łatwo i nie wiem kiedy ten pierwszy milion się pojawił. Wydarzenia specjalne na mapie zaczęły być mocno powtarzalne. Kolejne dungeony albo piwnice, po pierwszych zachwytach okazały się dość podobnymi schematycznie i wizualnie miejscami.
Kupcy (nie miałam co do nich wielkich nadziei) okazali się zbieraczami śmieci i wszystkiego co mam. A często do nich zaglądałam, bo wielkość plecaka w porównania do wypadanych rzeczy był nieporównywalnie za mały. Na szczęście łatwe w użyciu teleporty ratowały sytuację.
Mikrotransakcje na szczęście nie mają wpływu na rozgrywkę a to jedynie kosmetyczny dodatek do gry. Jednak co przyniesie pierwszy sezon, możemy dopiero powoli obserwować.
Diablo IV - dla kogo jest ta gra?
Pytanie trudne, myślę że nawet bardzo. Patrząc na komentarze ludzi w internecie, czy rozmawiając z osobami, które miały okazję również zagrać w ten tytuł, zdania są podzielone. Gra jest duża, oferuje sporo zawartości i dobrej zabawy. Klimatem wraca do części drugiej i twórcy solidnie odrobili pracę domową. Gra jest droga biorąc pod uwagę mikrotransakcje występujące w grze jak i płatność za dodatkowe bonusy podczas kolejnych sezonów. Historia może nie rzuca na kolana, ale wciąga i ma świetnie zarysowaną mroczną postać Lilith. Blizzard nie odkrywa tutaj nowego gatunku ani nie przeciera drogi do nowego uniwersum, ale kontynuuje wędrówkę starą ścieżką i ogólnie całkiem twardo znów po niej stąpa.
Obawiam się, że dla prawdziwych wyjadaczy gatunku może to być za słaba gra na ten moment. Patch, który wyszedł niedawno przed startem sezonu rozzłościł graczy i na nowo zawrzała dyskusja o kolejnych posunięciach deweloperów. Endgame dla wielu jest nudny, szczególnie jeśli naprawdę dużo czasu poświęcają w grze i szybko brną do przodu. Jednak na ten moment mam wrażenie, że jeśli ktoś lubi mroczne klimaty, nawet nie jest fanem hack’n’slash a chce spróbować i przeżyć ciekawą przygodę, to ta gra może być właśnie dla takiej osoby.
Entuzjastka Japonii, z którą związana jest zarówno zawodowo i hobbystycznie. W wolnych chwilach rozkręca własny stream, broniąc komputera przed swoją kotką. Pasjonatka języków obcych. Gdy nie siedzi przy komputerze układa zestawy lego albo podróżuje.
Obserwuj TikTok
WymieńGry.pl to społeczność graczy, którzy wymieniają się grami między sobą.
Dołącz do nas i wymieniaj się lub kupuj / sprzedawaj gry na PS5, PS4, Xbox Series X, Xbox One i wiele innych platform!