Gra z usługi Xbox Game Pass Ultimate, na którą kod otrzymałem od Xbox Polska. Tekst został w 100% oparty o moje własne doświadczenia z ww. tytułem (5h rozgrywki).
Don’t Nod, niezależne francuskie studio, kojarzyć się Wam może w większości z immersyjnymi narracyjnymi grami, m.in. Life is Strange. W październiku 2023 roku zaskoczyli nas Jusant, innowacyjną wspinaczkową łamigłówką. Zaintrygowani? Zapraszam na kontemplacyjną podróż w nieznane, na szczyt.
Pustkowie
Bezkresne, suche niczym wióry, połacie terenu pełne wraków statków i wszelakiego śmiecia. Pośród niego my, nieznany niemy bohater wraz ze swoim wodnym towarzyszem. Nie wiemy, jaka jest nasza przeszłość, kim jesteśmy, ani skąd przybyliśmy. Znany jest nam tylko cel podróży. Cel, który piętrzy się ponad nami. Majestatyczny, niknący za chmurami. Bezkresny i samotny, tak jak cała nasza „droga”. Ta, którą pokonaliśmy i ta, która nas czeka.
Nie grywam w „indyki”. Nigdy mnie nie interesowały, a wręcz odrzucały. Moje wewnętrzne „ja” zawsze mi „mówiło”, że szkoda czasu na tak małe produkcje. Dookoła tyle nowości, a do tego „kupka wstydu”, która zamiast się zmniejszać, to jeszcze się powiększa. Dlatego jestem naprawdę mile zaskoczony tak prostą i relaksującą produkcją, która skrywa w sobie coś więcej niż tylko rozgrywkę opartą o wspinaczkę. Tutaj chciałbym podziękować mojej siostrze, bo właśnie dzięki niej sięgnąłem po ten tytuł, a Wy możecie przeczytać tę recenzję.
Pozostałości cywilizacji
Zanim zajmiemy się mechaniką, tym, w jaki sposób poznajemy przeszłość eksplorowanego terenu i tych, którzy go zamieszkiwali oraz ogólnymi odczuciami płynącymi z obcowania z grą, przedstawmy definicję tytułowego Jusant. Z francuskiego oznacza Odpływ i tak mógłbym nazwać cały ten intrygujący świat gry. Wszelkie zasoby wody zniknęły, a całą historię z tym związaną, poczynania ludu oraz ich decyzje podjęte w czasie poznajemy w zdawkowych informacjach umieszczonych w porozrzucanych tu i tam notatkach. Dochodzą do tego znajdźki, do których zawarte informacje możemy przeczytać w przerwach od gry. Tytuł niewiele nam przekazuje, a poza całą linią fabularną, składającą się z sześciu rozdziałów, tak naprawdę poznamy z tej historii tyle, ile sami zdołamy odszukać w ukrytych zapiskach oraz wywnioskować z tego, co nas otacza w trakcie podróży.
Przemierzanie kolejnych poziomów góry oraz wydrążonych w niej przestrzeni jest bardzo przyjemne, a cała kluczowa mechanika climbingu została oparta (w wypadku konsol) o obsługę spustami. Lewy odpowiada za lewą rękę, analogicznie sprawa wygląda z prawym, którym pracujemy prawą ręką. Całość dopełnia skakanie, bujanie się na linie oraz ubywająca stamina. Tracimy ją podczas pięcia się ku górze, czy skoków na wyższe ustępy skalne, a cały smaczek zawarty jest w przedstawionym wcześniej sterowaniu, ponieważ trzeba pamiętać o ciągłym przytrzymaniu jednego z przycisków. Puścisz trigger, spadniesz, a przed upadkiem z wysokości chroni nas tylko i wyłącznie lina asekuracyjna, którą zapinamy w jednym wyznaczonym miejscu, a następnie w trzech dogodnych miejscach. Oczywiście w trakcie dłuższej wspinaczki kluczowe punkty rozmieszczone są co pewien dystans, tak by odnowić wytrzymałość.
Prawie cudowna prostota
Muszę to napisać, choć jest mi niezmiernie ciężko (bo to „indyk”!) - minimalistyczna oprawa Jusant w połączeniu z fenomenalną muzyką i całokształtem gameplayu zrobiły na mnie wrażenie. Tak po prostu. Nic dodać, nic ująć. Pastelowe kolory z przyjemną dla oka kreską. Mimo zmniejszającego się paska energii, niespieszna, relaksująca rozgrywka, której jak się okazało, bardzo potrzebowałem. Fakt, model naszego niemego bohatera nie należy do szczegółowych, a sama postać kilka razy zacięła mi się w geometrii otoczenia. Raz do tego stopnia, że musiałem rozpocząć grę od ostatniego zapisu. Mimo wszystko nie zaburzyło mi to mojego doświadczenia z produkcją. Tak samo, kiedy gra sporadycznie „chrupała”, nie wiadomo dlaczego, delikatnie gubiąc klatki. Na sam koniec, kiedy czytacie te słowa, w moich słuchawkach rozbrzmiewa Original Game Soundtrack, który skomponował Guillaume Ferran. Jeśli jesteście miłośnikami muzyki ambientowej, to poświęćcie jej przysłowiowe trzy minuty i pozwólcie rozbrzmieć w Waszych urządzeniach.
Tylko na raz
To zaskakujące, kiedy mały tytuł przez 5 godzin dostarcza zupełnie innych doznań niż przemoc i ciągła akcja. Jak wspomniałem na początku, nie sięgam po „indyki” czy tzw. „cozy games”. Są dla mnie czymś zupełnie obcym i wiem, że skorzystam z następnej „polecajki” mojej siostry. Pora otworzyć się na nowe. Jak jednym zdaniem mogę podsumować czas spędzony z Odpływem? Jednorazowe kapitalne przeżycie, które niestety nie obeszło się bez błędów.
Zyskaj dostęp do tysięcy gier na konsole
Wymieniaj, kupuj oraz sprzedawaj gry na PS5, PS4, Xbox Series X, Xbox One i wiele innych platform!
Dołącz już teraz