Mała wielka Yakuza - recenzja Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name
2 stycznia 2024
Recenzja gry (XSX)
Gra z usługi Xbox Game Pass Ultimate, na którą kod otrzymałem od Xbox Polska. Tekst został w 100% oparty o moje własne doświadczenia z ww. tytułem (17h rozgrywki).
Recenzję chciałem rozpocząć, jakżeby inaczej, oklepanym zwrotem pokroju „Czy Ryu Ga Gotoku Studio dowiozło?”, ale byłoby to bez sensu, ponieważ jak wiemy, zawsze „dowozi”. Nic dodać, nic ująć. Zapraszam do lektury.
Gaiden
Pod koniec listopada moją gamingową rodzinę zasilił Xbox Series X. Nie, nie jestem „zielony”, tak samo nie jest „niebieski”. Nie należę do żadnego obozu. Jestem tylko graczem, a gracz, jak można wywnioskować, gra na wszystkim. Dlatego jak XSX, to i Game Pass, po który w głównej mierze „sięgnąłem” dla recenzowanego tytułu. Ot, tyle z moich wywodów, wróćmy do tego, na co wszyscy czekacie - nowa Yakuza. A może Like a Dragon? Obydwie nazwy są poprawne, ale nie będę się zagłębiać w nazewnictwo. Kto chce ten sam sobie sprawdzi.
Jak sama nazwa wskazuje (Gaiden), jest poboczną częścią, która w teorii jest krótsza niż odsłony głównego wątku. Tak, w teorii, ponieważ spędzimy w niej nie 50, a do dwudziestu paru godzin, co jest i tak niezłym wynikiem. The Man Who Erased His Name zabierze nas do Yokohamy, a następnie do Sotenbori, fikcyjnej dzielnicy rozrywkowej w Osace opartej na prawdziwej dzielnicy Dōtonbori. Tak swoją drogą to odegrała ona główną rolę w kilku grach z serii.
Dzięki najnowszej produkcji wewnętrznego zespołu Segi poznamy losy Kazumy Kiryu, które miały miejsce między Yakuza 6: The Song of Life, a Yakuza: Like a Dragon, czyli odsłoną wprowadzającą nowego głównego bohatera, sukcesora. Kiryu-San finguje swoją śmierć, ale przestępcza przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Przecież legendarny Dragon of Dojima nie ginie od tak. Azylu udziela mu organizacja Dajdoji, a ceną „wolności” oraz ochrony Haruki i dzieci z sierocińca na Okinawie staje się wykonywanie zadań przez nią powierzonych. Staruszku, mam nadzieję, że jesteś w formie…
Act I: the price of change
Chyba stało się normą przypominanie Wam o tym, że w swoich recenzjach staram się być szczery do bólu, a zarazem jestem otwarty na wszelką krytykę osób trzecich. Oczywiście mowa tu o konstruktywnej krytyce. Dlatego na samym początku stwierdzę, że najnowsza produkcja RGG Studio prawdopodobnie może podzielić graczy. Odważnie? Bardzo możliwe, ale wszelkie argumenty znajdziecie poniżej.
Dla tych, którzy nie wiedzą, siódma część wprowadziła turowy system walki. Like a Dragon Gaiden (jak i spinn-off Ishin!) wraca do starej formuły ze zręcznościowym systemem walki. Oczywiście ze zmianami. Za każdy pojedynek nie zdobywamy doświadczenia, a walutę. W tym wypadku są to jeny. Wcześniej rozwój postaci wiązał się z grindowaniem jednego z czterech stylów walki. Obecnie zebrane pieniądze i punkty akame (o tym w dalszej części) inwestujemy w drzewka rozwoju. Zdecydowanie na plus, ale wspomniane cztery style okrojono do dwóch (Agentów oraz Yakuza), co jest minusem. Skoro nasz protagonista służy w strukturach organizacji, to i nie mogło zabraknąć gadżetów typowych dla „agenta”. Dzięki temu np. linki użyjemy do pętania bądź rzucania przeciwnikami, a przedmioty, które rozsiane są po mapie znajdziemy nie jak do tej pory tylko w poziomie, ale również w pionie (czyli na wysokości). Jestem ciekaw ile Wam udało się znaleźć kluczy do miejskich skrytek.
Idąc drogą dedukcji, skoro mniejszy tytuł, to i nasz teatr działania uległ pomniejszeniu? Tak, ale oprócz wspomnianych na początku miast zwiedzimy jeszcze … To zostawię do odkrycia. Kto chce, ten po prostu sprawdzi, a nie wspomniana przeze mnie lokacja jest częścią fabuły, której nie chcę za wiele zdradzać. Ok, ok, mniejszy obszar, mniej aktywności? Nic z tych rzeczy! Sotenbori pełne jest rzeczy „to do”. Od karaoke po kultowe miejsca z automatami. Ba! Na pewnym etapie rozgrywki będziecie mogli nawet zagrać w zebrane/kupione gry na konsoli Segi.
Tutaj pojawia się kolejna zmiana, którą jest Akame Network. Jak sama nazwa wskazuje, jest to sieć informacyjna, która skupia głównie osoby bezdomne. Stworzona przez Akame, kobietę, którą wraz z rozwojem fabuły spotykamy na naszej drodze. Tutaj mam dwa spore zastrzeżenia, bo wspomniana sieć pozwala nam przeglądać dostępne zadania poboczne, statystyki itd., ale by podjąć się dowolnej misji dodatkowej należy wrócić się do głównej bazy wspomnianej postaci. Kompletnie bez sensu, skoro mamy dostęp do smartphona i samej sieci! Do tego by ruszyć fabułę do przodu trzeba osiągnąć odpowiedni poziom (poprzez realizację wspomnianych, jak to w serii ładnie nazwali, substories) np. 10.
Wylałem swoje żale, wróćmy na właściwe tory. Wspominałem o akame points. Nie zaskoczę Was, zdobywamy je poprzez udział we wszystkich aktywnościach. Te, oprócz wspomnianego rozwoju postaci, przeznaczamy na zakupy u Akame, a gdyby było nam mało, to nadmiar pieniędzy możemy u niej inwestować w profity.
Act II: imperfect dragon
Pomimo wad, o których wspomniałem, a o części dopiero przeczytacie, zakochałem się w Gaiden. Z jednej strony, powiedzmy, lekko surowa (typowe Ryu Ga Gotoku Studio) oprawa graficzna, ale mimo wszystko mająca coś w sobie. Patrząc się na dany screen wiem, że jest on z serii Yakuza/Like a Dragon. Tego „stylu” nie da się pomylić. Udźwiękowienie, jak zawsze, stoi na wysokim poziomie. Nie będę się zachwycać nad głosami poszczególnych postaci, bo nie starczyłoby po prostu na to miejsca, ale ujmę to jednym zdaniem - jak zawsze najwyższa półka. Z drugiej strony nie uświadczymy (tak sądzę) nowych animacji wykańczania przeciwników. Do tego wspomniana walka, która została okrojona do dwóch stylów.
Również należałoby wspomnieć o odwiecznym problemie z zadaniami pobocznymi, które nie mają dubbingu, a tony tekstu i chyba najważniejsze, podział scenek na trzy kategorie:
Ta pierwsza, najwyższej jakości, dopracowana w każdej sekundzie. Szczegóły twarzy, mimika. Aż czuje się emocje, które towarzyszą Kiryu i reszcie osób.
Druga posiada dubbing, ale brakuje jej wspomnianego zdanie wcześniej poziomu.
Ostatnia, to wspomniana bolączka Yakuzy - setki znaków, pomruki postaci, drętwość i ogólna sztywność. Więcej mi nie przychodzi do głowy, więc nie pozostaje nic innego niż przejść do epilogu tej recenzji.
Act III: tears of Dragon of Dojima
Zakończenie wycisnęło ze mnie parę łez. Chciałbym napisać więcej, ale nie mogę. To będzie krótkie, ale bardzo treściwe podsumowanie. Zagrajcie w Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name. Tym bardziej jeśli posiadacie subskrypcję Game Pass Ultimate.
Czy to zwieńczenie przygód Kazumy? Nie, bo tuż za rogiem czyha premiera Like a Dagon: Infinite Wealth, którego nie mogę się doczekać! Ode mnie polecajka. 👌🏻👍🏻
PS. demo jest dostępne (znajdziecie w menu) do ogrania po skończeniu przygody w Gaiden.
Zyskaj dostęp do tysięcy gier na konsole
Wymieniaj, kupuj oraz sprzedawaj gry na PS5, PS4, Xbox Series X, Xbox One i wiele innych platform!
Dołącz już teraz