Recenzja gry Astro Bot na PS5.
Playstation od zawsze kojarzyło mi się z najwyższej jakości grami dla jednego gracza. Bardzo dopracowane, piękne graficznie i cudownie udźwiękowione. Zawsze każda generacja miała jakiegoś bangera w kategorii gier platformowych, którego główna postać często stawała się niejako maskotką platformy.
Szarak miał Crasha, PS2 miała Jaka oraz Ratcheta, trójka Sackboya z Little Big Planet, a czwórka Spidermana (wink wink). Teraz Astro cały na biało, niczym Conor McGregor przychodzi nie po kawałek tortu, ale po całość. Nowa maskotka Sony, a zarazem bohater gier ekskluzywnych japońskiego giganta gier. I co najważniejsze, to nowy kandydat na kolejne cenne IP w katalogu PlayStation Game Studios.
Małpie wygłupy
Historia Astro to ogólnie ciekawa opowieść. Postać zadebiutowała jako A5081 (od nazwy deweloperów gry, Team Asobi) w The Playroom VR, mającym pokazywać potencjał gogli wirtualnej rzeczywistości Sony. Następnie, również na tej samej platformie, nasz pocieszny robot dostał misję ratunkową w Astro Bot Rescue Mission, w którym już grał główną rolę.
Ostatnim występem było demo Astro’s Playroom, mające prezentować możliwości nowego pada Dual Sense. Napisałem demo, a to była niemal pełnoprawna gra, z trofeami i platyną do zdobycia oraz co jakiś czas dodawaną zawartością.
Wszystko to za darmo, wgrane firmowo na dysk świeżo zakupionego PlayStation 5. Gra widać tak się spodobała (słusznie), że niemal od razu po jej wydaniu zaczęto prace nad najnowszą produkcją, czyli Astro Bot.
Bot of War
Nasza uratowana w poprzednim tytule drużyna Botów, podczas podróży przez galaktykę zostaje napadnięta przez złego kosmitę (na pewno całkiem przypadkiem jest on zielonego koloru), a nasz statek kosmiczny PlayStation 5 zostaje rozbity, a ów złol porywa główny chip i ucieka w otchłań kosmosu. My ostatkiem sił lądujemy na piaszczystej, opuszczonej planecie i zaczynamy poszukiwania nie tylko zaginionych botów, ale także części statku rozsianych po pięciu galaktykach.
Jest też jedna ukryta, którą prędzej czy później odkryjemy. Każdy układ to kilka światów, w których skaczemy, bijemy, latamy i kombinujemy jak się gdzieś dostać.
Frajda, jaką daje przeszukiwanie plansz to peak gier. Jednak dla graczy znających już poprzednie tytuły z serii Astro to będzie trochę powtórka z rozrywki, trochę remiks znanych poziomów. Nie jest to wadą, wszak nie każdy miał okazję grać na PlayStation VR, ale myślę, że warto to zaznaczyć.
Oczywiście nie jest tak, że z każdym poziomem tak jest. Nie, gra ma do zaoferowania masę nowych pomysłów na tak dużą skalę, toteż nie ma mowy o nudzie. Recenzowana produkcja nagradza naszą spostrzegawczość i ciekawość w postaci ukrytych poziomów. Należy zaznaczyć, że całkiem trudnych.
Każdy świat daje nam nowe gadżety, z których musimy korzystać, by ukończyć poziom. Od psa, który zmienia nas w niszczącą wszystko rakietę, przez kurę dzięki, której polecimy wysoko, kończąc na stroju zmieniającym nas w metalową kulę. Każdy bajer jest fajnie osadzony gamepleyowo, posiada tę świeżość za każdym razem kiedy z niego korzystamy.
Niestety, są one dostępne tylko w określonych miejscach więc nie możemy się między nimi przełączać, ograniczając się tylko do danego poziomu. Trochę szkoda, jednak rozumiem, jakie komplikacje mogłyby z tego wyniknąć.
Grabieżczy Facio
Niedawno prezentowane PS5 Pro ma wyeliminować wybór między graniem w trybie jakości czy wydajności. Astro Bot zrobił to już teraz i nie mamy tego dylematu. Gra śmiga w 60 klatkach, stałych jak się tylko da. Wygląda prześlicznie w dynamicznym 4K i HDR.
Graficznie zachwyca. Dopieszczona i wycyzelowana do granic możliwości. Nie ma absolutnie do czego się przyczepić. Każdy świat ma swoje uroki, jest inny, a co najważniejsze, na swój sposób piękny.
Dźwiękowo również jest niemal idealnie. Jedynie kilka utworów mógłbym ocenić jako denerwujące. Jednak to moje uszy i mój gust, Wam mogą one nie przeszkadzać. De gustibus non disputandum est.
Na osobny akapit zasługuje wykorzystanie pada Dual Sense. Team Asobi w przywoływanym przeze mnie demie dawało czadu z efektami haptycznymi, ale w najnowszej grze przerośli samych siebie i dokręcili śrubę na maksa. Każdy krok na różnym terenie czuć inaczej. Deszcz, wiatr, prąd, to wszytko można rozróżnić bez patrzenia na ekran. Do tego niemal nieustanne dźwięki z kontrolera dodają immersji. Spusty również adaptują się do tego co akurat mamy w arsenale.
Piszę to jako umiarkowany fan takich bajerów. Często w grach wyłączam te funkcje, ponieważ mnie zwyczajnie drażnią. Szczególnie triggery, bo mam wrażenie, że się zaraz mi popsują. W tej grze ani przez chwile nie przeszła mi taka myśl. To integralna część tej produkcji.
Kompletnie Loco
Astro Bot ma oznaczenie PEGI 7, a więc to gra przeznaczona dla dzieci. Teoretycznie. A że pod ręką mam małą drużynę w różnym wieku, to przeprowadziłem organoleptycznie badania na szerszej grupie wiekowej w warunkach laboratoryjnych. Tak, gry traktujemy poważnie i testujemy je w każdy sposób.
Na pierwszy ogień poszła najmłodsza moja latorośl, lat 5. Wiem, gra od siedmiu lat, nie dzwońcie proszę na prokuraturę. O ile w początkowych etapach radziła sobie nieźle, to już późniejsze poziomy sprawiały trudność, a ta prowadzi do frustracji. Tata musiał często pomagać.
Następna była pacjentka w wieku 7 lat. Radziła sobie o wiele lepiej, jednak z racji braku polskiego dubbingu (generalnie nie ma żadnych słów wypowiadanych w grze), a jedynie napisy, to trzeba było tłumaczyć, co trzeba robić z nowymi gadżetami. O hardcorowych poziomach z serii figur geometrycznych z pada PlayStation nie było mowy żeby sobie poradziła.
Obiekt badań, lat 12, wymiatacz. Generalnie przeszedłby za mnie grę gdybym mu na to pozwolił. I tu dochodzimy do miejsca w którym, jak dla mnie, jest największa wada tej gry. Brak kanapowej kooperacji. Aż prosi się żeby można było grać w kilka osób, a przyjemniej we dwoje. Jednak znów rozumiem czemu tak nie jest. Wiązałoby się to ze zmianami w projektach poziomów (często jest ciasno). Postacie mogłyby sobie przeszkadzać itd. Głównym zamysłem tej produkcji była maksymalna frajda dla jednego gracza i ja to kupuję.
Nie ustrzegłem się też przed kilkoma małymi bugami. Raz gra wywaliła mi się do Dashboardu. Nie zapisywał mi się też kolor pada, którym latamy po kosmosie, chociaż początkowo wszystko bez problemu działało. Może jakaś aktualizacja to naprawi. Ogólnie nic, co by negatywnie nie wpłynęło na maksymalnie pozytywny odbiór tego dzieła.
Uczenie Maszynowe
Podsumowując, Astro Bot to świetna gra. Jeden z najlepszych platformerów 3D, w jakie miałem przyjemność grać. Sama otoczka gry, celebrująca historię PlayStation od samego początku, różne nawiązania do kultowych postaci z czasów Szaraka, Czarnuli czy nowszych generacji, powoduje uśmiech na buzi.
Twórcy mówili, że ukończenie jej zajmie od 10 do 12 godzin. U mnie było to dwadzieścia, ale nadal mam sporo przed sobą. Trzeba znaleźć pozostałe boty, ostatnie elementy puzzli, a także ukończyć te szalone bonusowe poziomy figur geometrycznych.
To bardzo staroszkolna-nowoczesna gra. Nie ma online, nie ma karnetów, DLC, mikrotransakcji, nie jest Grą Usługą (GaaS). Jest nastawionym na pojedynczego gracza małym arcydziełem. Pokazuje, że PlayStation nadal potrafi tworzyć gry singleplayer i robi to niemal najlepiej w branży. Kupujcie, niech wiedzą, jakich gier chcemy.
Kod otrzymany od PlayStation Polska. Tekst został w 100% oparty o moje własne doświadczenia z ww. tytułem (20h rozgrywki).
Zyskaj dostęp do tysięcy gier na konsole
Wymieniaj, kupuj oraz sprzedawaj gry na PS5, PS4, Xbox Series X, Xbox One i wiele innych platform!
Dołącz już terazZaczynałem od gier, w których więcej trzeba było sobie wyobrazić niż było widać na ekranie. Gram sam, gram z moimi dziećmi, gram ze znajomymi. Praktycznie nie ma takiej gry, w jaką bym nie zagrał, ale jrpg na zawsze będą przyspieszać bicie mojego gamingowego serca. Podobno więcej kupuje gier niż jestem w stanie zagrać.