Francuscy ostatni z nas
A Plague Tale: Innocence jest przygodową grą przygotowaną przez studio Asobo, które na swoim koncie ma przede wszystkim ReCore. Wydana 14. maja obecnego roku produkcja opowiada historię rodzeństwa w XIV-wiecznej Francji opanowanej przez czarną śmierć – największą epidemię znaną ludzkości i papieską inkwizycję walczącą z heretykami. Amicia i Hugo, bowiem tak mają na imiona główni bohaterowie, muszą przetrwać ciężkie chwile zarazy i odkryć mroczną tajemnicę, która jest kluczowa w całej historii.
By przejść do głównej części recenzji należy przybliżyć nieco terminologię czarnej śmierci i francuskiej inkwizycji. Jak już wspomniałem, była to największa w dziejach świata epidemia spowodowana bakterią roznoszoną przez szczury, Yersinia pestis. Efektem była dżuma, nieuleczalna choroba. Zarażeni umierali w ciągu jednego tygodnia. Szacuje się, że czarna śmierć zebrała żniwo w wysokości nawet do 60% populacji całej Europy.
Francja była jednym z pierwszych państw, w których powołana papieską inkwizycję walczącą z heretykami. Langwedocja była nawet głównym ośrodkiem działalności tej instytucji w Europie. A Plague Tale: Innocence dzieje się w czasie, gdy aktywność inkwizycji nieco malała, by później stopniowo być uzależniana od paryskich władz. W grze nie występuje żadna postać historyczna, ale za sprawą Lorda Nicholasa i Wielkiego Inkwizytora Vitalisa Beneventa można wyobrazić sobie, że Inkwizycja we Francji działała bardzo skrupulatnie i chciała za wszelką cenę osiągnąć swój cel.
Głównych bohaterów poznajemy już w pierwszym rozdziale produkcji.
Są nimi Amicia i Hugo, szlacheckie rodzeństwo i potomkowie rodu de Rune. Starsza siostra nie zwykła widywać się z młodszym bratem, bowiem ten cierpi na tajemniczą chorobę. Ich matka, Beatrice, jest alchemistką i próbuje znaleźć lekarstwo dla syna. Pewnego dnia Amicia udaje się z ojcem, Robertem, na polowanie. W pewnym momencie jest świadkiem makabrycznej sceny. Jej pies jest uwięziony w kopcu ziemi, a po chwili zostaje pod nią wciągnięty. Nie wiedząc co się dzieje, wraca z ojcem do posiadłości, by powiadomić matkę o wypadku. Niestety po chwili pojawia się Lord Nicholas, wysłannik Inkwizycji, który wraz ze swoim oddziałem morduje wszystkich mieszkańców dworku. Chce porwać Hugo i oddać go w ręce Wielkiego Inkwizytora Vitalisa Beneventa. Jednak rodzeństwu udaje się uciec. Udają się w niebezpieczną podróż, a Amicia chcąc dotrzymać matczynej obietnicy, zabiera brata do Laurentiusa, lekarza i jedynej osoby, która jest w stanie mu pomóc.
Na swojej drodze natrafiają na pierwsze stada szczurów przenoszące zarazę. Hugo nie rozumie, dlaczego jest chory i co mu jest, chce tylko wrócić do ojca i matki, by znowu być razem. Jego dziecięca natura jest bardzo uwydatniona. Zdarza się, że ucieka od siostry, chce się bawić w chowanego i stroi fochy. Nie jest świadomy, że w całej opowieści sprawuje bardzo ważną rolę. Jego niewinność jest kluczem do rozwiązania zagadki. Amicia z początku jest równie przerażona nową sytuacją jak jej brat, ale pragnie mu pomóc nawet, gdy byłaby to ostatnia rzecz, którą miałaby zrobić.
Emocjonalny progres u protagonistów został rozegrany po mistrzowsku. Z początku bojaźliwa i nieufna Amicia wyrasta nam podczas rozgrywki na osobę, która umie sobie poradzić w każdej sytuacji. Mały, niewinny Hugo, który w pierwszych etapach płakał i wypierał z siebie złe myśli, potem odkrywa w sobie pokłady odwagi i determinacji. Emocje grają tu pierwsze skrzypce, a gdy połączymy je z francuskim, bardzo melodycznym dubbingiem, wychodzi narracja pierwszej klasy. Sama historia nie jest infantylna, jest wręcz brutalna i w moim przypadku skłoniła do refleksji na temat dziecięcych lat z mojej przeszłości. Nikt z nas zapewne nie musiał torować sobie drogi poprzez stada szczurów w wieku dziesięciu lat. Nikt z nas również nie stanął w szranki z uzbrojonym po zęby rycerzem, który za jedyny cel ma mordować niewiernych. Linia fabularna ma sens, a zwroty akcji, niedopowiedzenia i towarzyszące emocje tworzą piękną, chwytającą za serce opowieść o przetrwaniu dwójki dzieci w opanowanej przez czarną śmierć Francji, gdzie śmierć była na porządku dziennym.
Gameplay jest bardzo przyjemny, ale ubogi w różnorodność możliwości.
Sterując poczynaniami Amicii i Hugo mamy głównie za zadanie dojść z punktu A do punktu B i w gruncie rzeczy gra jest bardzo „tunelowa“. Nie znaczy to jednak, że każdą misję musimy przejść w sposób z góry nałożony. Istnieją sekwencje, które pozwalają nam wybrać między cichym przejściem między wrogami, a postawieniem wszystkiego na jedną kartę i otwartą walkę. W gruncie rzeczy ten pierwszy sposób prawie zawsze okazuje się lepszy i bezpieczniejszy, ale czasami będzie trzeba użyć procy, by pokonać przeciwnika. Owa proca to nasza główna broń.
Broń i jej elementy możemy ulepszać używając surowców rozsianych po różnych zakamarkach.
Należy tutaj zwrócić uwagę na fakt, iż jeśli ktoś z was będzie miał zamiar osiągnąć 100%, będzie musiał bardzo uważnie zwiedzać lokacje. Produkcja nie ma trybu nowej gry plus, można za to powtarzać całe etapy, lecz stan surowców i ulepszeń wraca do tego, który był właśnie w tym momencie rozgrywki. Nieco to utrudnia sprawę dla perfekcjonistów. Jeśli zaś chodzi o owe ulepszenia, zostały one przygotowane z głową, a korzystanie ze zdolności głównie bazuje na alchemii. Możemy gasić i zapalać światła, przywoływać stada szczurów w konkretne miejsce lub korzystać ze specjalnej mikstury, która zabija małe gryzonie. Zdolności trzeba używać, momentami przejście do dalszego etapu jest niemożliwe bez nich.
Walka z przeciwnikami i ich sztuczna inteligencja niestety nie należy do zalet w A Plague Tale: Innocence. Kilkakrotnie miałem do czynienia ze strażnikami-idiotami, którzy mnie wykryli i widząc mnie nawet nie wyjęli miecza z pochwy. Innym razem jeden z nich zaczął za mną iść tylko po to, by chwilę później stwierdzić, że nic nie widział. Łucznicy stoją w miescu i nawet nie kwapią się zmienić pozycji do dogodnego strzału, a walka nie sprawia takiej satysfakcji jak robienie wrogów w tak zwanego wała. W ogóle trudno nazwać walką rzucanie kamieniami z procy. O wiele lepsza jest zabawa w gaszenie świateł i eliminowanie przeciwników z ukrycia za pomocą wszędobylskich szczurów.
Bardzo fajnie zostały zaimplementowane znajdźki w tej produkcji. Nie ma tu typowych ubisoftowskich zapchajdziur. Mamy zaledwie 4 rodzaje, a są nimi kwiaty, osobliwości, wozy alchemików oraz prezenty dla siostry. Kwiatów, które wchodząc w skład herbarium Hugo, jest 13 gatunków. Osobliwości 26, wozów 5, natomiast prezentów 11. Widać, że nie ma ich dużo, ale są tak sprytnie pochowane, że podczas pierwszej rozgrywki istnieje duża szansa, że nie znajdziecie ich wszystkich. Ja nie znalazłem, ale gra jest tak skonstruowana, że możemy w każdym momencie powtórzyć któryś z etapów, by poszukać znajdziek i wbić odpowiednie trofeum lub osiągnięcie. Można bardzo miło spędzić czas czytając o kwiatach czy osobliwościach, które znaleźliśmy.
Pod względem audiowizualnym produkcja prezentuje się bardzo dobrze, aczkolwiek to muzyka jest tym, co kształtuje klimat i emocje.
Miejscami spokojna i smutna potrafi zmienić rytm w mgnieniu oka, gdy jesteśmy gotowi stawić czoła wrogom. Nieodłącznym elementem rozgrywki są (stety lub niestety) odgłosy szczurów, które tylko potęgują uczucie bezradności głównych bohaterów. Osobom cierpiącym na musofobię stanowczo odradzam odpalanie tej produkcji, gdyż już w menu głównym słychać charakterystyczne piski ohydnych gryzoni. Za ścieżkę dźwiękową odpowiedzialny jest Olivier Deriviere, który niegdyś komponował utwory dla Alone in the Dark, Remember Me, Get Even, czy Vampyra. Gorąco polecam przesłuchanie, jest moc. Voice-acting, szczególnie ten francuski, jest świetny. Niestety nie wiem jak wygląda sytuacja z angielskimi głosami, ale dochodzą mnie słuchy, że zaciągają z francuskim akcentem. Ale... po co? To nie zbuduje klimatu, a wręcz go zniszczy.
Graficznie gra prezentuje się ślicznie, ale gdzieniegdzie można trafić na małe błędy z teksturami. Najpoważniejszy jednak problem jest z renderowaniem tysięcy szczurów naraz. Silnik nie nadąża przez co wyrenderowane gryzonie wyglądają naprawdę paskudnie i niekiedy przypominają bardziej czarną plamę niż zwierzę. Liczę, że ten problem choć częściowo zostanie naprawiony, bowiem to właśnie te małe stworzonka są głównym elementem charakterystycznym dla Plague Tale. Co ciekawe, autorski silnik Asobo Studio pozwolił na wykreowanie realistycznego świata i robi to czasami lepiej niż wielkie produkcje AAA, za którymi stoją giganci pokroju Microsoftu czy Electronic Arts, podczas gdy Innocence jest grą indie. Czy w tym zdaniu nie ukrywa się malutka ironia? Odpowiedźcie sobie sami. Doczepiłbym się jedynie mimiki twarzy, która mogłaby być lepsza. Również nie wiem czego to jest wina, ale moja konsola była gotowa odlecieć na Marsa w niektórych momentach rozgrywki. Tak głośno huczała. Może to kwestia portu gry... albo po prostu mojego dysku, który wymaga uwagi lub przebudowy bazy danych.
Podsumowując, Plague Tale jest bardzo udaną produkcją małego studia, które do tej pory nie było tak szeroko znane. Ma swoje wady, aczkolwiek szybko o ich zapominamy, bowiem w tym przypadku storytelling jest najważniejszy, a genialna muzyka momentami doprowadza do łez. Historia dwójki rodzeństwa w trudnych czasach czarnej plagi jest bez wątpienia tym, czego brakowało na rynku. Co z tego, że jest liniowa? The Last of Us było równie liniowe, natomiast Innocence jest bardzo ładną, przyszywaną siostrą króla gatunku, którym jest właśnie TLoU. Czas najwyższy, bym w końcu odkurzył pudełko i ukończył owego króla, podczas gdy A Plague Tale: Innocence zdobędzie kilka znaczących nagród.
Mam wielką nadzieję, że ta produkcja zostanie doceniona na koniec roku przynajmniej nagrodą najlepszej gry niezależnej 2019. Należy się jej jak szczurowi... wróć...psu zupa.
A Plague Tale: Innocence
Recenzenowana kopia gry była ogrywana na PlayStation 4 Pro w języku francuskim z angielskimi napisami.
Ocena 7.5/10
Zalety:
Intrygująca fabuła
Ciekawy okres historyczny
Fenomenalna muzyka
Interesujące znajdźki
Wady:
Sztuczna inteligencja wrogów
Dość kiepska mimika twarzy
Problemy z renderowaniem
Zyskaj dostęp do tysięcy gier na konsole
Wymieniaj, kupuj oraz sprzedawaj gry na PS5, PS4, Xbox Series X, Xbox One i wiele innych platform!
Dołącz już terazFanatyk gier dziwnych, które niekoniecznie są popularne w Polsce. Czas spędza w produkcjach głównie azjatyckich, ale nie stroni też od multi w dobrym towarzystwie. Pamięta czasy, gdy Blizzard i Electonic Arts wydawały jeszcze dobre produkty.