The deepest dark of ocean. Still Wakes the Deep - recenzja gry (XSX-XCG-XRP)
21 lipca 2024
Recenzja gry Still Wakes the Deep na XSX/Xbox Cloud Gaming/Xbox Remote Play.
Pierwotnie nie miałem w planach ogrywania, a tym bardziej recenzowania, najnowszej produkcji The Chinese Room. Ale co tam, lubię wyzwania! Nieduże produkcje również! Pytanie, czy było warto? Odpowiedź znajdziecie w poniższej recenzji.
Szkocki Carpenter
1975 rok, platforma wiertnicza Beira D. na Morzu Północnym, gdzieś u wybrzeża Szkocji. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak, bo obiekt ten stanie się miejscem, w którym dojdzie do rzeczy niewytłumaczalnych i niemożliwych do pojęcia przez jakże ograniczony ludzki umysł. Zdarzeń wymykających się wszelkim naukom oraz naturze. Ale od początku.
Lata siedemdziesiąte dla kraju robotniczego, którym jest Szkocja, nie należą do najlepszych. Pomimo eksploatacji ropy naftowej i ożywieniu gospodarczemu w północno-wschodnim regionie, państwo przeżywa „dyskryminację” ze strony Anglii (odrzucenie referendum dotyczącego autonomii).
W tych niespokojnych czasach przyjdzie nam wcielić się w Camerona „Caz” Mclearyego, jednego z pracowników wspomnianej platformy, którego obecność na niej podyktowana jest ukryciem się przed organami ścigania. Konsekwencją tych działań staje się pozostawienie na lądzie żony z dwójką dzieci, a co za tym idzie, konflikt małżeński i ucieczka przed konsekwencjami, które i tak nas nie ominą.
Tak się składa, że tego ranka, kiedy kierujemy się na rozmowę do dyrekcji, pogoda diametralnie się zmienia. Podczas odwiertu dochodzi do eksplozji, nastają dziwne zjawiska. Stalowego kolosa spowija gęsta mgła, a z czasem ulewny deszcz przemienia się w sztorm. Nastaje początek końca…
Obstawiam, że obecnie w Waszych głowach klaruje się parę przemyśleń, co do pewnych motywów i na wiązań. Jeśli myślicie o The Thing J. Carpentera, to jesteście na dobrej drodze. Ludzie zamknięci w ograniczonej przestrzeni? Są. Nieznane, obce nam zagrożenie? Jak najbardziej. Drugi w kolejce jest Kolor z przestworzy H.P. Lovecrafta, a to wszystko przez zbudowane z tkanki, żyjące i kolorowe struktury, wokół których krążą świecące drobinki (zarodniki?).
Ostatni związany jest z grą Cryostasis: Arktyczny Sen i nie potrafię odpowiedzieć Wam, skąd takie skojarzenie. Po prostu od początku świtało mi w głowie. Ot taka ciekawostka. Skupmy się na tym, czym jest Still Wakes the Deep. Mamy tu do czynienia z pierwszoosobowym walking simulatorem z elementami horroru psychologicznego i wiecie co?
Jedyny horror, jaki się odegrał, to ten na mojej osobie, ponieważ najmocniejszym elementem w grze jest fabuła, która sama w sobie nie należy do najwybitniejszych. Brak jej głębi. Nikt z przebywających na platformie nie odczuwa tego, co nastąpi. Żadnego dyskomfortu psychicznego, omamów, snów. Nie ma też żadnej ukrytej historii z naukowcami, badaniami itd. Gracz nie wie, co się dzieje, nie ma żadnego czynnika zapowiadającego przyszłe zdarzenia i moim zdaniem zabieg ten nie pasuje w tym wypadku do recenzowanej gry i powinien pozostać w sferze filmu.
Może jednak Lovecraft?
Nie wiem, od czego zacząć, więc będę wypluwać z siebie to, co zanotowałem na swojej długiej liście minusów. Tak, tak, plusy również się pojawią, ale w nie aż takiej ilości. Zacznę od rozgrywki, którą polubiłem dopiero po około pół godziny obcowania z tytułem.
Coś mi nie pasowało, ale w momencie, kiedy doszło do uruchomienia wiertła i uwolnienia czegoś, co do tej pory było ukryte w głębinach, zaskoczyło i mimo wszystkich wad, o których przeczytacie w tej recenzji, to Still Wakes the Deep jest klimatyczny „kawałkiem” kodu. Nawet pomimo tego, że nie oferuje nam nic więcej niż bycie korytarzową grą (droga poruszania się oznaczona żółtymi przedmiotami) z elementami zręcznościowymi oraz sporą ilością QTE.
Skoki na drabinę, łapanie równowagi w trakcie wstrząsów/eksplozji. Zastosowanie ich wiąże się również z bugami utrudniającymi przejście co poniektórych etapów. U mnie tyczyło się tego w maszynowni. Trzy razy z rzędu miałem problem podczas płynięcia pod prąd. W tym konkretnym miejscu byłem zmuszony poruszać się drabiną i co jakiś czas użyć siły by nabrać pędu.
Podczas „okienka czasowego” ikona przycisku za to odpowiedzialna magicznie znikała z ekranu, co powodowało, że nie mogło dojść do interakcji z obiektem, a postać ginęła z braku tlenu. Skoro dalej jesteśmy w temacie gameplay'u, to nie uświadczymy tutaj żadnej mechaniki związanej z walką. Caz może tylko i wyłącznie ukrywać się i uciekać.
Twórcy nie zapomnieli o możliwości odwrócenia uwagi naszych oponentów, tak że nie raz i nie dwa polecą klucze, kaski czy puszki. Nie zdziwcie się, bo sięganie po nie czasami odbywa się, uwaga, przez inne obiekty np. stołek. To samo tyczy się przeciwników, którzy widzą nas przez ściany. Powoduje to ten sam efekt końcowy, co w przypadku QTE - wczytujemy ostatni zapis, ponieważ nie mamy możliwości ucieczki.
Na sam koniec, nie liczcie na skomplikowane zagadki. Akcja dzieje się w latach siedemdziesiątych, więc mowa tutaj o analogowym „sprzęcie”. Odkręć zawór, znajdź klucze, przełącz to i tamto.
Należy również wspomnieć o dwóch dostępnych trybach graficznych, których wybór nie powinien zaskoczyć żadnego posiadacza obecnej generacji - wydajność oraz grafika. Jeden i drugi… Ech, są po prostu liche. Pierwszy stara się utrzymać jakiś tam framerate, ale niestety spadki płynności są widoczne. Ten drugi to pokaz poklatkowego filmu z dziwną białą poświatą pozostającą po poprzednich klatkach. Żaden nie wygląda dobrze, ale grę trzeba było jakoś skończyć, więc padło na ten w teorii „stabilniejszy”. To samo tyczy się tekstur, a za przykład posłuży mi blacha na ścianach. Słabej jakości, rozmazane.
W kontrze stoi wystrój samej platformy. Kajuty są pełne przedmiotów, co w moim przypadku budowało klimat. Tak, należę do ludzi, którzy starają się wejście wszędzie, gdzie się tylko da, więc staram się nie olewać napotkanych notatek i tego, co twórcy dodali do gry w formie znajdziek.
Wróćmy do narzekania. Nie wiem, jak teraz, ale w momencie, kiedy ogrywałem Still pojawiały się problem z kroplami na szybach. Patrząc się na nie pod pewnym kątem nabierały koloru ściany, w której osadzone jest okno.
Do tego dziwny efekt podczas obracania kamery w deszczu, a że pada przez 95% rozgrywki, to dla mnie było to dość upierdliwe. Zabieg ten miał udawać cząsteczki wody osadzające się na brwiach, rzęsach i w okolicach oczu, które rozmazują obraz. Wyszło dość dziwnie. Jest jeszcze parę drobnych rzeczy. Liny dziwnie się bujają, jakby w zmniejszonej liczbie klatek. A to wykonując drobny skok postać wymachuje rękoma niczym w Matrixie.
Czy może być gorzej?
Tak jak wspomniałem, pomimo wszystkich wad, tytuł jest bardzo, ale to bardzo klimatyczny. Tym bardziej że całość buduje bardzo dobre audio. Dobywające się zewsząd podczas eksploracji dźwięki. Ciarki gwarantowane! Gra potrafi budować i utrzymać napięcie oraz uczucie niepokoju. Pierwsze natknięcie się na żyjące ludzkie wykwity, wizualnie coś fenomenalnego!
Połączenie ludzkiego ciała oraz morskiej roślinności. Całość pulsuje, porusza się, a do tego wygląda bardzo autentycznie. Nie zabrakło takich smaczków, jak widoczne ciało bohatera — tułów, nogi (uwielbiam to w grach!). Postać podczas rozmów wykonuje mimowolne, autentyczne ruchy głową, a do tego wszyscy mówią z pięknym szkockim akcentem (chyba jest osiągnięcie/trofeum za przejście gry z takowym. Upewnijcie się przed uruchomieniem gry).
Najnowszą produkcję twórców Dear Esther sprawdzałem również mobilnie. Przyznam się, że na nadgryzionym jabłku z podłączonym Razer Kishi V2 grało mi się zdecydowanie lepiej niż na konsoli. Moim zdaniem gra zyskuje na mniejszych ekranach. Dlatego ¾ czasu spędzonego ze wciąż budząca się głębią to granie na przemian w Xbox Cloud Gaming i Xbox Remote Play. Jak najbardziej zdarzały się spadki płynności oraz jakości obrazu, ale aż się prosiło, by tak mniejszy w porównaniu do reszty tworów tytuł grać tu i tam, czyli w sypialni na słuchawkach, dom rodziców, hotel.
Zdecyduj, czy przeżyjesz
Nie żałuję poświęcenia ciut ponad 6 godzin, a to tylko dlatego, że grę znajdziecie „za darmo” w subskrypcji Xbox Game Pass Ultimate.
Czy bym ją kupił? Tak, ale nie na pierwszej/drugiej obniżce cen, a na tych zdecydowanie dalszych.
Jednym zdaniem — jest klimat, ale co mi po nim, kiedy kuleje tak wiele rzeczy.
Gra z usługi Xbox Game Pass Ultimate, na którą kod otrzymałem od Xbox Polska. Tekst został w 100% oparty o moje własne doświadczenia z ww. tytułem (6h12’ rozgrywki).
Zyskaj dostęp do tysięcy gier na konsole
Wymieniaj, kupuj oraz sprzedawaj gry na PS5, PS4, Xbox Series X, Xbox One i wiele innych platform!
Dołącz już teraz