Moralność w grach (i przy grach)

czikenpredator

Postów: 69 Gaduła
1612543655

Hej :)

Jak niektórzy może kojarzą współprowadzę kanał YT, portal i podcast o planszówkach - Wyjdzie w Graniu. W tym tygodniu, w ostatnim odcinku podcastu, rozmawialiśmy dużo o moralności w grach, a że temat wykracza poza planszówki, można go też go spokojnie odnieść od gier elektronicznych (przez co zresztą o grach wideo też w podcaście wspominamy). Dla zainteresowanych link: WWG Podcast #3: Ogłada pirata – jak kulturalnie plądrować świątynie i nie zrazić ludzi?

Więc chciałbym użyć tego jako pretekstu by poznać opinię innych osób. W podcaście rozmawialiśmy głównie o trzech aspektach:
- Stosowaniu/uleganiu własnemu sumieniu wewnątrz gry, jako awatar vs wolność do eksplorowania zachowań niemoralnych jako awatar
- Zachowaniu przy grze, jako gracz. To się bardziej stosuje do planszówek, chociaż jak ktoś grywa w lokalny multiplayer to na pewno i w kontekście gier elektronicznych ma swoje przemyślenia co wypada. No i na pewno jest niezgłębiony przeze mnie temat zachowań na czatach/serwerach online, w trakcie grania przez sieć.
- Tematyce gry, a tematach tabu. W podcaście rozmawiamy np. o całkiem kontrowersyjnej w tej kwestii grze planszowej Secret Hitler. Ale w grach komputerowych, jak wiemy, chyba jeszcze częściej sam temat budzi kontrowersje/oburzenie.

Wiem, że się podobny temat w mediach czasem przewija w ramach mniej lub bardziej naiwnych debat. Ale chciałem spytać tak bardziej aktualnie i w odniesieniu do właśnie tych trzech aspektów (a może jakiś innych, o których nie pomyśleliśmy) co myślicie na ten temat? Czy są dla Was w ogóle jakieś granice tego co wypada w każdym z tych trzech przypadków? Jeśli tak/nie to czemu?

Moje zdanie (wraz z rozmówcami) jakoś wyraziłem w podcaście, ale chętnie je przemyślę w kontekście bardziej cyfrowym.

  •  
    Postów: 162 Bywalec
    1612549142

    1. Podejrzewam, że w 90% przypadków, gdy mamy wolność wyboru w grze, nasza moralność idzie w kosz. Ja to rozumiem, bo właśnie po to jest tyle możliwości, otwarty świat, aby próbować różnych rozwiązań, nawet tych nienormalnych. Jest też dobra strona tego, bo większość złych zachowań, nawet w grze niesie swoje konsekwencje, więc niektórzy czegoś się nauczą poniekąd. 


    2. Gram bardziej w planszówki niż multiplayer, więc na początek odniosę się do realnych gier. Często moralność odchodzi, kiedy zaczyna się prawdziwa gra i trzeba stawiać sto procent "na siebie". Dużo przypadków było podczas posiadówek, gdy gramy drużynowe planszówki, w której jest jakaś moralność zbiorowa - można to tak nazwać, ktoś się wyłamuje i szkodzi całej grupie. To też czegoś oczywiście uczy, a gra jest dla zabawy, więc nie uważam, że to coś złego. W grach multiplayer jest totalny sajgon i uważam, że każdy tam udaje kogoś kim nie jest. Szczególnie u młodszych graczy.


    3. Tutaj nie mam zdania. Wymienionej gry nie znam. Tematy tabu są w każdej dziedzinie, ale mimo wszystko, trzeba rozmawiać i łamać bariery tabu.

    2 Fajne!
  •  
    Konto usunięte
    Konto usunięte
    Postów: 122 Wygadany
    Odznaki:

    WymieńGry.pl Ranga Tester

    1612553958

    Z góry zaznaczam, że nie słuchałem Twojego podcastu. Chętnie natomiast mogę podzielić się swoją opinią.

    Osobiście uwielbiam gry, które stawiają przed nami wyzwania emocjonalne. Tak bardzo chwaliłem sobie "Brothers: Tale of Two Sons" oraz drugą grę tego studia - "A way out". Wzruszyłem się też na Metal Gear Solid 3, jednak przede wszystkim na czwartej części sagi, podczas niemal dwugodzinnego zakończenia. To była pierwsza gra w moim życiu, dzięki której uroniłem łzę i wcale nie wstydzę się o tym mówić.

    Jednak największym ładunkiem emocjonalnym jaki sam widziałem w grach wideo, a widziałem tego MNÓSTWO, była zdecydowanie druga część The Last Of Us. Nie jestem człowiekiem, który wywyższa każdą nową pozycję, tylko dlatego, że jest nowa, bądź ma jeszcze lepszą grafikę - co to to nie. Historia obu dziewczyn w tej grze sprawiła, że przeżyłem istny rollercoaster odczuć. Złość, zażenowanie, ale też nieoczywisty i niesztampowy humor, którego z uwagi na klimat gry nie było wiele, kończąc zaś na niesamowitym smutku i ogarniającej mnie bezsilności. Chłopakom z Naughty Dog udało się stworzyć idealną grę dla dorosłego i świadomego odbiorcy. Mimo, że sam z Ellie nie mam wiele wspólnego, doszedłem w końcu do wniosku, że mamy pewną więź, a Abby, której nie znosiłem - zacząłem tolerować. Taka sztuka nie zdarza się wielu twórcom. Gardziłem tą drugą kobietą. Na prawdę czułem odrazę gdy oglądałem wydarzenia z jej udziałem. Godziny mijały, grałem dalej, poznawałem jej historię. Odraza przekształcała się w ciekawość, a później w nadzieję, gdy musiałem ratować dwójkę zupełnie nowych bohaterów. Kilkanaście godzin później zrozumiałem, że w takich czasach i w takich okolicznościach chyba postępowałbym tak samo. Na pewno nie czułem już pogardy. Zacząłem ją tolerować. Na jej miejscu postąpiłbym podobnie, tak mi się wydaje.

    Mimo to nie mam tak, jak mówił @Cezorek , że moralność idzie do kosza. Gdy fabuła mnie nie interesuje, lub nie potrafię się w nią wczuć to tak rzeczywiście jest. Zwykle jest raczej odwrotnie. Nie potrafię się zżyć z postaciami, które nie są "ludzkie". Nie widzę żadnej więzi z bohaterami sandboksów, szczególnie innymi niż główny. Ghost of Tsushima nie niesie ze sobą żadnego bagażu doświadczeń. Nie potrafię przywiązać się do wujka Jina skoro w sumie widziałem go może z godzinę, a ten cały czas wydawał tylko polecenia i ganił bohatera za złe decyzje. Days Gone fabularnie to kupa jakich mało. Dorzucę jeszcze do pieca serię asasynów, gdzie główny bohater jest zawsze w 100% dobry, a antybohater w 100% zły, w dodatku często jest naszym przyjacielem przez większą część gry. To jest żenujące, a właściwie sposób przedstawienia relacji ludzkich. Rozumiem, że nie to jest celem tych gier, ale przytaczam je tylko ze względu na temat o jakim mówimy.

    Dużo lepiej jest w nowym God of War, czy The Last Guardian. Tu mamy "osobę" o którą chcemy dbać. Robimy wszystko aby nic się jej nie stało i za każdym razem na wołanie o pomoc odpowiadamy natychmiastowo.

    Tu zboczę jeszcze na chwilę w stronę X muzy. To dokładnie dlatego czuliśmy smutek w "I AM LEGEND" i podobnych filmach, gdy ginął przyjaciel bohatera. Świetnie napisany scenariusz to część sukcesu, ale tak samo ważnym pozostaje rozpisanie postaci. Muszą mieć wady, pokusy, realny i zrozumiały tok myślenia aby im kibicować - nie tylko te pozytywne cechy. To nie będą dobrzy samarytanie z każdego sandboksa, wykonujący 1000 sidequestów, pomagając każdemu i zabijając tyle samo ludzi, aby potem zabić głównego złego i zakończyć tytuł happy endem. To jest też powód, dla którego nie oglądam marvela, superbohaterów i tym podobnych filmów. Po prostu nie lubię takiej dziecinnej mamałygi.

    Oczywiście częścią tego procesu jest identyfikowanie się z zachowaniami bohaterów i nasze osobiste doświadczenia, które temu towarzyszą. Dlatego właśnie uważam, że najlepszymi grami które grają na emocjach człowieka MUSZĄ być gry korytarzowe. Tylko wtedy nie będę czuł, że rozgrywka jest rozciągnięta pomiędzy 20 zadań o zabijaniu szczurów i śledzeniu jakiegoś nic nie znaczącego typka (czy ktoś w ogóle k***a lubi te zadania?!?!?!). Nie jest możliwym nakreślenie postaci z krwi i kości w grze typu sandboks. Nikt normalny nie biega po świecie i nie urządza holokaustu zbirom (patrzę na ciebie AC Origins/Odyssey).

    To chyba tyle. Myślę @czikenpredator , że masz tu kilka ciekawych wątków zmuszających do przemyśleń. Ile ludzi, tyle gustów jak mawiają. Dzięki :-)

    2 Fajne!
  •  
    Postów: 69 Gaduła
    1612604166

    No właśnie, to ciekawe rozgraniczenie, które dużo z nas czyni - że łatwo nam przychodzi bardzo "zabawa" i testowanie zupełnie amoralnych postaw gdy nie jesteśmy zżyci z postacią/postaciami, którymi kierujemy. To jest o tyle bardziej odczuwalne w planszówkach, że tam dużo rzadziej jednak gry koncentrują się na stworzeniu realistycznej postaci, a raczej opowiada się historię wokół nas albo w ogóle jej nie opowiada. Ale podobnie jest we wspomnianych przez @hajpero sandboxach, szczególnie np. w serii GTA gdzie ludzie nie są bardzo zżyci z kimkolwiek często i nie mają problemu z kompletnym eksperymentowaniem. Przede wszystkim odczuwam to w planszówkach w grach wojennych (ale pewnie w RTSach też w wersji cyfrowej), gdzie mamy zupełne odłączenie się od żyć naszych armii i jesteśmy całkowitymi cynikami. Pytanie czy tu nie zaciera się granica z rzeczywistością i czy prawdziwe armie nie są zarządzane w podobnie cyniczny sposób, bo inaczej w ogóle zarządzanie nimi nie byłoby możliwe?

    W Secret Hitler zaś oprócz kontrowersyjnego tematu dochodzi to co chyba różni gry planszowe od komputerowych (a przynajmniej social deduction), że możesz mieć prawie całkowite zatarcie różnicy między graczem a awatarem. Tzn. to gra o tym, że jesteśmy politykami w przedwojennych niemczech, którzy wiedzą że wśród nich jest ktoś kto stanie się później Hitlerem-znanym nam despotą i próbują powstrzymać go, przez serię politycznych negocjacji i debat, przed dojściem do władzy. I to na co wskazuje to, że w trakcie tych negocjacji zdarza się czasami tak zatrzeć granicę tego co realne, że gdy okazuje się, że np. zostaliśmy przez innego gracza wykorzystani/zmanipulowani to niektórzy odczuwają to czasami bardzo realnie, jak gdyby to się wydarzyło nie tylko w grze. Ale nie będę się o tym rozpisywał bo sporo mówimy o tym w podcaście.

    Wiedząc jednak, że i w planszówkach i w grach wideo dochodzi jednak czasami do zatarcia tego rozgraniczenia i wczuwamy się w postać jakbyśmy to byli my - czy jednak nie powinno być z ostrożnością dobierane to o czym jest gra i jakie postawy prezentuje/umożliwia? Piszę to jako prywatny zwolennik "wszystko wolno - kim jesteśmy by zakazywać ludziom eksperymentowania", ale to jest pytanie, które jakoś zastanawia mnie czasem, że może się mylę?

    1 Fajne!


Zaloguj się aby napisać odpowiedź
lub załóż konto za darmo

Do góry