[Recenzja] Danganronpa 1-2 Reload [PS4]

konewko Elite Vip

Postów: 759 Pułkownik
Odznaki:

WymieńGry.pl Ranga Hero

WymieńGry.pl Ranga Zasłużony

WymieńGry.pl Ranga Tester

1557334309

Nawet jeśli nie lubicie niedźwiedzi i gier typu visual novel (które są uważane za samograje), powinniście zainteresować się produkcją o nazwie Danganronpa 1-2 Reload. Jest to zestaw dwóch gier: Trigger Happy Havoc oraz Goodbye Despair. Kolekcja dostępna jest jedynie na PlayStation 4 oraz PS Vitę, jednak osobno zostały wydane również na PSP oraz PC. Lubicie zatem dobrą fabułę, która w pewnym momencie jest zakręcona jak termos? Szanujecie japońskie gry i humor? Jeśli tak (lub nie), zapraszam do recenzji, w której skupimy się na dwóch pierwszych odsłonach serii Danganronpa.


Gratulacje! Właśnie dostałeś(aś) się do najlepszej szkoły w mieście! Teraz masz okazję szkolić swój talent, który w przyszłości pozwoli tobie naprawić zepsuty świat. Jednak coś poszło nie tak jak powinno. Zresztą to nic nowego w visual novelkach. Już na samym początku widać, że Danganronpa jest grą zgoła inną od całej reszty, w które kiedykolwiek graliśmy. Spokojnie, nie denerwuj się! Też miałem takie uczucie. Uczucie, które powoduje niepokój, a nawet stany depresyjne, a jest to dosyć niecodziennie, jeśli nie próbowaliście wcześniej tego gatunku gier.


Nie jest to typowe jRPG, ba, to nawet trudno określić mianem role-playing game. Jest to typowa visual novelka z elementami detektywistycznymi, które są bardzo charakterystycznymi cechami całej serii Danganronpa. Wykreowane światy w Happy Trigger Havoc i Goodbye Despair stanowią rolę drugorzędną. Oczywiście są ważne, ale na pierwszym planie znajduje fabuła i sto ton dialogów do przeczytania. Zatem jeśli ktoś z was liczy na wartką akcję, strzelanie do kosmitów, czy zdawkowe kwestie głównego bohatera, zmieńcie już teraz nastawienie. Oprócz masy tekstu, którą musimy przeczytać, by wiedzieć o co chodzi, istnieje drugi element, bez którego Danganronpa nie byłaby Danganronpą.


Są to postaci. Postaci tak wyraziste, że każda z nich potrafi w swój sposób zostać przez nas zapamiętana. Obydwie części serii posiadają inną obsadę, ale w obu przypadkach jest ona po prostu prześwietna. Każda z postaci jest inna, ma swój charakter i o żadnej nie mógłbym powiedzieć, że jest nudna. Oczywiście zdarzają się bohaterzy irytujący czy po prostu denerwujący, ale przecież takie też muszą być. W każdej grze. Nie ujmuje to w żaden sposób całokształtowi. Jednak zapytacie pewnie – o co w tej grze chodzi? Już spieszę wszystko dokładnie wytłumaczyć, lecz musicie obiecać, że nie wyłączycie karty w przeglądarce. Zgoda? No to lecimy.


„Jak śmiesz mnie porównywać do dziecięcej zabawki!? Teraz jest mi przykro. Moje zdalne sterowanie jest tak skomplikowane, że nawet typy z NASA nie są w stanie zrozumieć jego działania.”

Ding dong! Właśnie odnaleziono martwe ciało waszego kolegi z klasy. Macie teraz trochę czasu, by przeprowadzić śledztwo, a potem spotkamy się na posiedzeniu klasowym. Obydwie gry polegają właśnie na tym. Uczniowie są zamknięci w szkole (Trigger Happy Havoc) lub na wyspie (Goodbye Despair) przez złowrogą maskotkę, która potrafi mówić. Jest nią Monokuma. Słowo monokuma powstało ze złączenia dwóch innych: monochrome (z ang. monochromatyczny) oraz kuma (z jap. niedźwiedź). W ten sposób powstał w moim przekonaniu jeden z najbardziej groteskowych antagonistów w całej historii gier. Monokuma zamyka grupę młodych ludzi w odosobnieniu i rozpoczyna morderczą grę, podczas której oni muszą siebie wzajemnie zabijać. Ostatni, który przeżyje, wygra i będzie mógł opuścić tzw. killing game.

Wszystko jest tak mocno oskryptowane i liniowe, że nie ma tu miejsca na jakiekolwiek wybory lub własne poprowadzenie historii. Próbując przeżyć prowadzić różnorakie śledztwa, przepytujemy innych, porównujemy narzędzia zbrodni. Mimo to nie widać aż tak bardzo, że to wszystko jest aż do bólu liniowe. A to dzięki właśnie Monokumie, który (która?) potrafi pojawić się w najmniej oczekiwanym momencie oznajmiając, iż ma dla nas motyw do zabicia koleżanki z klasy. Groteska wylewa się wręcz z ekranu, gdy widzimy pluszowego misia, który trzyma karabin maszynowy lub śmieje nam się w twarz mówiąc, że „jest mu przykro z powodu czyjejś śmierci”. Tak naprawdę czerpie z tego ogromną satysfakcję, że udało mu się wciągnąć nas do morderczej gry.

Każde morderstwo jest zgoła inne. Popełniono je w innych okolicznościach przez różne osoby. Naprawdę trudno znaleźć wspólny mianownik dla nich wszystkich, ale muszę zaznaczyć jedną istotną rzecz. Mimo że jest to z pozoru niewinna visual novelka, jest pełna brutalności i ostrego języka. Idealnie obrazuje jak człowiek zachowałby się, gdyby był zamknięty w opuszczonej szkole lub na wyspie. Różne postaci reagują w inny sposób. Niektórzy boją się, drudzy próbują uciec, trzeci walczyć z Monokumą, a czwarci pogodzili się z losem i czekają na śmierć. Różnorodność charakterów daje do myślenia i większość z nas z pewnością porówna siebie do jednego z nich. Antagonista na domiar wszystkiego co chwilę rzuca cynicznymi żartami lub daje nawet życiowe rady.


„Każdy człowiek czegoś żałuje i chciałby cofnąć się w czasie, by to zmienić. Ale nie ja! Bo jestem pierd@#$%ym niedźwiedziem.”

Każda z postaci na poważnie bierze całą tę morderczą grę i kolejne zabójstwa. Gra byłaby o wiele mroczniejsza, gdyby nie różowa krew, która daje potężną dawkę tragikomizmu. Trudno zaszufladkować czym tak w zasadzie jest Danganronpa. Ja bym określił to mianem groteskowej historii, przy której każda kolejna śmierć jest bardziej skomplikowana. Ba, oprócz wartkiej fabuły, która w pewnych momentach wprowadza szereg plottwistów, mamy również tzw. czas wolny, który możemy spędzić z wybranymi przez nas osobami. W ten sposób poznajemy ich historie i zdobywamy nowe doświadczenia. Poznając ich w pewien sposób identyfikujemy się z nimi i uwierzcie mi, było mi cholernie smutno, gdy moje ulubione postaci padły ofiarami mordercy.

A jest to bardzo istotne, bowiem obie gry są oparte na koncepcie walki nadziei z rozpaczą, która trwa aż do wielkiego finału. Rozpacz jest wywoływana niekończącymi się docinkami Monokumy, zniewoleniem i oczywiście morderstwami. Nadzieja zaś niesiona jest między dialogami postaci. Epicentrum całej rozgrywki i historii stanowi właśnie ta walka. Czy nadzieja wygra ową walkę? Tego zdradzić nie mogę, gdyż byłby to wielki jak słoń spoiler. Mogę jednak zdradzić, że pozornie proste historie zarówno w Trigger Happy Havoc jak i Goodbye Despair niosą ze sobą przesłania, tudzież morały, które nie są widoczne na pierwszy rzut oka.

Jeżeli nie polubicie żadnej z postaci, będzie wam trudno przebrnąć przez grę. Sądzę jednak, że nie jest to możliwe. Innymi słabszymi stronami produkcji są na pewno oprawa graficzna i muzyczna. Od grafiki nie możemy za wiele wymagać, bowiem oryginalnie były to gry z 2010 i 2012 roku. Oczywiście nie jest to straszna pikseloza, ale nie każdemu może przypaść do gustu kreska. Muzyka z jednej strony jest bardzo przyjemna i zmienia się w zależności od tego, co robimy. Niestety na dłuższą metę jest nużąca, w kółko powtarza się i czasami miałem ochotę ją wyciszyć do zera. Mimo to będę bronić Danganronpy, gdyż stoi ona głównie fabułą, która jest tutaj najważniejsza i potrafi wciągnąć na długie godziny. Gdy raz uruchomiłem, nie potrafiłem przestać grać. Tak mnie wciągnęła.

„Właśnie odkryłem potęgę emotikon! Nieważne jak bardzo jakieś zdanie może być smutne, jak dasz po nim uśmieszek to nagle zmienia się jego znaczenie! Na przykład: Jesteś na pikniku i znajdujesz martwe ciało! XD”


Kwintesencją Danganronpy są tzw. posiedzenia klasowe (z ang. Class Trials), podczas których mamy za zadanie odkryć kim jest morderca. Jest to prawdziwy festyn logicznego myślenia. Mamy tutaj kilka mini gierek, w trakcie których będziemy łączyć fakty w jedną, spójną całość. Podczas debat naszym zadaniem jest strzelić pociskiem z danym dowodem w zeznanie któregoś z bohaterów, by znaleźć niezgodność. Pozostałe mini gry zależą od sytuacji. Będziemy mieli okazję zagrać w wisielca czy udać się w podróż po własnym umyśle. Jednak najlepszą jest chyba tzw. panic talk action, które polega na bombardowaniu pociskami wrogich argumentów. Zabawa jest przednia, ale wymaga nieco wysiłku intelektualnego, by móc połączyć ze sobą wszystkie dowody i znaleźć winnego.

Po każdym posiedzeniu musimy w formie mangi przedstawić, co tak naprawdę się stało. Zasady są takie same w obu odsłonach, ale różnią się szczegółami. Po przedstawieniu końcowego argumentu Monokuma dumnie ogłosi czy udało nam się poprawnie odszukać winnego. Jeśli tak, czeka go egzekucja. Tak, dobrze przeczytaliście, bowiem zasady antagonisty są jasne: „Jeżeli na posiedzeniu klasowym dobrze wytypujecie mordercę, czeka go kara. Jeżeli zaś wybierzecie osobę niewinną, wszyscy poniesiecie karę, a morderca zostanie wolny.” Karę można różnie interpretować, jednak Monokuma wyraźnie zaznacza na początku obu części, że karą jest właśnie egzekucja, czyt. utrata życia.

Danganronpa 1-2 Reload, w skład której wchodzi Trigger Happy Havoc oraz Goodbye Despair, to bardzo dobra propozycja dla osób lubujących się w skomplikowanej fabule z masą różnorodnych postaci. Groteska wręcz wylewa się z ekranu, a różowa krew stoi w kontraście do konceptu produkcji. Jest to visual novelka, a więc trzeba dużo, bardzo dużo, czytać, by wszystko ogarnąć. Mi wystarczyło przeskoczyć kilka dialogów, by totalnie zgubić się w narracji. Na całe szczęście cały skrypt można nadrobić w stosownym menu. Jeżeli ktoś z was wzbrania się do tej pory przed odpaleniem visual novelek, uważa, że to głupie gry lub po prostu nie przepada za nimi, możecie śmiało zacząć przygodę z nowym gatunkiem od Danganronpy. Mój przypadek to potwierdza. Zagrajcie chociaż dla Monokumy, którego cytaty przewijają się w nagłówkach recenzji.

„Oskarżasz mnie o mówienie nieprawdy? Ile ty masz lat, 10? Myślisz, że lądowanie na księżycu też było sfałszowane? No co ty! Jeżeli istniałaby Nagroda Nobla za Głoszenie Prawdy, zająłbym pierwsze, drugie i czwarte miejsce!”

Tak, mój avatar to właśnie Monokuma z Danganronpy.

    Brak odpowiedzi


Zaloguj się aby napisać odpowiedź
lub załóż konto za darmo

Do góry