[Recenzja] Ni no Kuni II [PS4]

konewko Elite Vip

Postów: 759 Pułkownik
Odznaki:

WymieńGry.pl Ranga Hero

WymieńGry.pl Ranga Zasłużony

WymieńGry.pl Ranga Tester

1557334857

Ni no Kuni II: Revenant Kingdom zostało zapowiedziane w 2015 roku jako luźna kontynuacja serii zapoczątkowanej w 2013. Oczekiwania były bardzo wysokie, bowiem oryginał był uważany za jedną z lepszych gier jRPG w historii. Niestety nie miałem styczności z tą grą, jednak po odpaleniu sequela byłem tak oczarowany tym, co oferuje, że musiałem porzucić wszystkie inne wtenczas tytuły. Jak zatem poradziło sobie Królestwo Przymierza?


Ni no Kuni II: Revenant Kingdom rozpoczyna się ciekawą sceną, podczas której przedstawiony jest zamach stanu. Młody król, Evan Pettiwhisker Tildrum, traci swoje królestwo na rzecz Mausingera, którego celem jest wprowadzenie czegoś na wzór monarchii absolutnej. By jednak zrozumieć czym ona jest, należy co nieco o niej poczytać. Monarchia absolutna skupia w rękach monarchy wszystkie trzy władze – ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. W ten sposób unika konfliktów w interesach w podległych mu ośrodkach władzy. Mausinger posuwa się jeszcze dalej i chce zabić Evana, by ten nie mógł odzyskać tronu. Jednak ku zaskoczeniu 12-letniego króla, z innego wymiaru, zupełnie przez przypadek, przybywa Roland. Z początku oby dwoje nie wiedzą, co się stało. Roland tłumaczy młodzieńcowi, że jest świadkiem zamachu stanu. Uciekają z zamku, a Evan przysięga, że odzyska królestwo.


Tutaj muszę napisać jedną ważną rzecz. Początkowo infantylna historia, w której główne role graja 12-letni chłopak i mężczyzna z innego wymiaru z czasem nabiera coraz większego sensu. Opowiada wzruszające perypetie młodzieńca, który złożył obietnicę odzyskania utraconej korony. Oczywiście nie jest to gra dla wszystkich, bowiem trzeba mieć odpowiedni gust i target. Nie twierdzę, że każdemu ma się taka narracja podobać, jednak jest to jedna z lepiej opowiedzianych historii w 2018 roku. Nie braknie również ciekawych plot twistów, niekiedy zabawnych, ale też i smutnych. Cały setting utwierdza w przekonaniu, że jest to gra skierowana głównie dla dzieci, lecz nie jest to tak do końca prawda. Fabuła nie jest jakoś szczególnie głęboka czy skomplikowana, ale jest świetnie wkomponowana.


Każda z postaci jest świetnie napisana. W późniejszym etapie możemy dobrać cztery z nich do drużyny, która będzie aktywnie walczyć z przeciwnikami. Roland spełnia rolę doradcy, podczas gdy Evan ze względu na wiek jest zbyt ufny, naiwny i nie wie za dużo o życiu poza zamkiem. W produkcji roi się od wielu antagonistów, którzy stają na naszej drodze, a młodzieniec wraz z drużyną musi ich pokonać, żeby mieć szansę odzyskać tron. Co ciekawe, wszyscy czują do niego respekt i chcą iść za nim. Wszystko dzięki jego determinacji i impulsywności, które wręcz emanują od niego. Mimo że jego plany na zbudowanie drugiego królestwa są bardzo trudne do osiągnięcia, cały czas dąży do celu. Po prostu wie, że to mu się uda.

System walki obecny w Revenant Kingdom jest otwarty, a nie turowy jak to miało miejsce w Wrath of the White Witch. Można uznać, że cały świat jest otwarty, wręcz sandboksowy, choć Ni no Kuni II nie jest uważane za tą produkcję. Przemierzając świat zbudowany z kilku kontynentów można zauważyć, że jest bardzo zróżnicowany, a wrogowie kroczą po nim i zaatakują, gdy tylko zauważą Evana. Walki są szybkie i energiczne. Jest to kolejna rzecz, która sprawia, że sequel jest bardzo solidnym tytułem. Grając miałem syndrom „jeszcze jednej tury”, mimo że nie uświadczymy tu takich. Można korzystać z ataków dystansowych lub bezpośrednich, a sztuczna inteligencja sprawia wrażenie, że rzeczywiście „myśli”. Kompani sterowani przez AI blokują ciosy, używają zdolności i kilka razy uratowali mi skórę. To samo dotyczy przeciwników. Nie jest tak, że bezmyślnie atakują. Z drugiej strony spamowanie przyciskiem ataku niekoniecznie przyniesie dobry efekt i potrzebna jest inna taktyka na każdego z wrogów.

System walki jest bardzo przemyślany i stanowi trzon rozgrywki. Używanie zdolności, uniki, atakowanie… to wszystko wydaje się bardzo responsywne i współgrające ze sobą. Każda z postaci posiada swoje słabe i mocne strony, inne statystyki i zestawy przedmiotów, których może używać. Jednak to co czyni walki naprawdę atrakcyjne to występowanie w nich stworków, tzw. Higgledies. Są to małe, magiczne istoty, które pomagają w starciach. Istnieje ich wiele rodzajów, każdy z nich ma inne właściwości. Jedne bezwzględnie będą atakować, a drugie regenerować nam zdrowie czy manę. W pewnym momencie ich kolekcjonowanie będzie potrzebne, by znaleźć odpowiedni zespół, składający się z maksymalnie czterech różnych, który będzie idealnie zbalansowany. Gra nie zmusza do ich zbierania, ale w momencie odkrycia, że można je ulepszać, eksperymentować z nimi czy nawet hodować, chyba każdy się na to skusi.


Kolejnym ciekawym rozwiązaniem zastosowanym w produkcji są wyprawy wojenne, z ang. skimishes. W gruncie rzeczy można je opisywać jako bardzo uproszczony Total War. W tym trybie kilka oddziałów Evana ma za zadanie rozbić wojsko wroga lub zająć teren. Wymaga nieco strategicznego podejścia, by wyczuć na przykład, z której strony podejść przeciwnika czy jakiej broni użyć. Widok jest izometryczny, a walka toczy się na innych zasadach. Nasze oddziały mają zdolności specjalne, których niekiedy trzeba użyć, by odnieść zwycięstwo. Niektóre wyprawy wojenne są bezpośrednio połączone z linią fabularną i ich ukończenie jest wymagane. Pozostałe już nie, ale do zdobycia platyny na PlayStation 4 należy wykonać ich 50. Osobiście miałem nie lada problem ze znalezieniem i zaliczeniem wszystkich. Spędziłem przy tym cały dzień, ale udało się.

Kolejnym istotnym elementem strategicznym jest… budowanie własnego królestwa. Tak. W Revenant Kingom możemy niemal od zera zbudować własne stawiając różne budynki, wzmacniając obronę i nawet „rekrutować” NPC, które je zasiedlą. Co prawda jest to bardzo mocno oskryptowane i nie odczuwa się swobody jak w Age of Empires czy Settlersach, ale zabawa jest przednia. W Królestwie Evermore stawiamy odpowiednie struktury takie jak rynek, farmy, kopalnie, by ten mogły generować potrzebne zasoby do tworzenia przedmiotów. Każdy taki budynek można kilkakrotnie ulepszać, a obsługujący je NPC zadbają o resztę. Rozbudowanie jest stricte związane z progresem fabularnym, więc nie można już na początku „wykoksować” sobie królestwa. Niby to dobrze, ale czasami po prostu nie miałem co robić w Evermore. Co więcej, mieszkańcy dają różnorakie misje poboczne, niekiedy bardzo trudne, które wymagają podlevelowania postaci. Ukończenie wszystkich sidequestów i zrekrutowanie 100 mieszkańców to kolejne wymagania do uzyskania platyny, którą mogę się pochwalić.

Jeśli zaś chodzi o same zadania poboczne to sytuacja wygląda bardzo dobrze. Jest ich kilka rodzajów przez co nie odczuwa się typowego dla takich misji odczucia „znowu tego samego”. Zadania polegają na zabiciu potworów, zebraniu jakichś przedmiotów, wygraniu wyprawy wojennej lub odnalezieniu postaci. Większość z nich posiada małą warstwę fabularną, dzięki której lepiej poznamy zleceniodawcę i to zasługuje na wielką pochwałę. Nie spotkałem chyba postaci, która dając jakąś misję wydawałaby się po prostu nudna i źle napisana. Każda kryje inne emocje i kieruje się w życiu czymś innym, co sprawia wrażenie, że Ni no Kuni II wygrywa pod tym względem z kolosami pokroju Assassin’s Creed. Tu po prostu widać, że narracja jest najważniejsza.


Revenant Kingom posiada olbrzymi świat, który jak już wspomniałem na swój sposób jest otwarty. Znajduje się w nim wiele jaskiń, ukrytych skarbów i nagród, które czekają aż gracz na nie trafi. Istnieje również szereg specjalny dungeonów, które generowane są proceduralnie i za każdym razem po ich wejściu labirynt jest inny. Wraz z rozwojem fabuły otrzymujemy możliwość poruszania się po nim sterowcem, co znacznie usprawnia i przyspiesza podróż. Gdyby zalet było mało, do tego wszystkiego dochodzi kapitalna ścieżka dźwiękowa. Japońskie gry od zawsze stawiały na dobrą muzykę, ale w tym przypadku jest to naprawdę majstersztyk podobnie jak w Ys VIII: Lacrimosa of Dana. Mimo że powtarza się ona i może stać się monotonna, nie jest to ważne. Po prostu czuć, że ścieżka dźwiękowa nadaje klimatu.

Ni no Kuni II: Revenant Kingdom jest jednym z najlepszych jRPG, w które miałem okazję pograć i jestem pewny, że znajdzie się w TOP 5 moich ulubionych gier. Ta produkcja udowadnia, że bajkowa kreska nie zawsze musi być kojarzona z grą dla dzieci. Trudno mi nawet znaleźć jakieś szczególne wady tego tytułu, więc bez wątpienia byłbym w stanie ocenić ją 10/10. Wszystko tutaj działa jak należy i koegzystuje ze sobą. Mogę tylko podziękować producentowi Level 5 i wydawcy Bandai Namco za najlepiej dotychczas wydane 220 zł. Nigdy nie byłem tak zafascynowany i zdeterminowany, by wbić platynę w jakiejkolwiek grze. Moje ręce same składają się do oklasków. Dzięki za fantastyczną przygodę w świecie Revenant Kingdom, które polecam każdej istocie kroczącej po naszej planecie.
    Brak odpowiedzi


Zaloguj się aby napisać odpowiedź
lub załóż konto za darmo

Do góry